Pod koniec sezonu 2021/2022, ze względu na brutalną napaść rosyjskich wojsk na niepodległą Ukrainę, FIS zakazał startu w swoich zawodach sportowcom z Rosji i Białorusi.
Zakaz dotyczył także skoczków narciarskich i obowiązywał przez cały sezon Pucharu Świata, który w niedzielę zakończył się w Planicy.
Wojna w Ukrainie trwa już ponad 400 dni, na razie nie widać jakichkolwiek oznak jej końca. Rosjanie dalej brutalnie atakują Ukrainę, zabijają cywilów i przeprowadzają ataki rakietowe.
Czy w związku z tym FIS będzie konsekwentny i także w przyszłym sezonie skoczkowie narciarscy z Rosji i Białorusi, której reżim wspiera rosyjską agresję, dalej nie będą mogli skakać w PŚ? W świecie sportu coraz częściej dochodzi do sytuacji, kiedy są oni dopuszczani do rywalizacji. Najświeższy przykład to tenisowy Wimbledon.
- Wszystko zależy od tego, jak potoczy się wojna w Ukrainie. Wszyscy mamy nadzieję, że zakończy się jak najszybciej i wrócimy do świata opartego na pokoju - powiedział WP SportoweFakty Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata.
Kończący się sezon nie był łatwy dla Włocha. W wielu konkursach pojawiły się kontrowersje. Dotyczyły pracy jury: zbyt pochopnego obniżania belki startowej i puszczania skoczków w bardzo niekorzystnych warunkach. Jak zatem Sandro Pertile ocenia miniony sezon?
- Generalnie jestem zadowolony z pracy, jaką wykonało jury. Tak jak to mówiłem już u państwa wcześniej, jesteśmy sportem na świeżym powietrzu i zawsze warunki atmosferyczne miały i będą miały wpływ na przebieg rywalizacji. Generalnie poziom rywalizacji był jednak świetny. Nie zawsze dało się przewidzieć triumfatora. Konkursy wygrywali skoczkowie z wielu krajów, co sprawiło, że sezon był ekscytujący - podkreślił szef Pucharu Świata.
Ekscytująco na pewno nie działały jednak przeliczniki. Wokół nich pojawia się coraz ostrzejsza krytyka. Fanom, skoczkom i trenerom nie podoba się fakt, że przy zmiennych warunkach przeliczniki za wiatr w plecy albo pod narty nie oddają rzeczywistych warunków na skoczni. Czy zatem w systemie możemy spodziewać się zmian?
- Przeliczniki pomogły naszej dyscyplinie. Bez nich wiele konkursów nie odbyłoby się. Już nie decyduje, jak kiedyś, tylko pech albo szczęście do warunków. Zawody są bardziej sprawiedliwe. Oczywiście myślimy o ulepszeniu obecnego systemu, ale na konkrety poczekajmy. Będziemy o tym dyskutować w kwietniu - zapewnił Sandro Pertile.
Zakończony w niedzielę sezon był najdłuższym w historii. Zaczął się już na początku listopada w Wiśle, a zakończył dopiero 2 kwietnia w Planicy. Czy to nie za długo?
- Ustanowiliśmy rekord. Rywalizacja trwała 150 dni, ale to przede wszystkim przez mundial w Katarze, do którego musieliśmy się dostosować. Jest kilka plusów: w Wiśle udanie przetestowaliśmy rywalizację hybrydową, a po 33 latach wróciliśmy do USA. Mimo bardzo długiego sezonu nie czuliśmy zmęczenia i znużenia - zapewnił Pertile.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Wpis Klemensa Murańki zaniepokoił. Rozwiał wątpliwości ws. dalszej kariery