Lysgardsbakken to obiekt bardzo dobrze znany każdemu kibicowi skoków. To właśnie na nim swoje piękne chwile przeżywał m.in. Simon Ammann, który w 2009 roku ustalił jego rekord (146 metrów). Wyczyn Szwajcara zdołał powtórzyć tylko Markus Eisenbichler, uzyskując w minionym sezonie tę samą odległość.
Lillehammer zapisało jednak także takie historie, o których jej bohaterowie zapewne szybko woleliby zapomnieć. W norweskiej miejscowości nie zabrakło bowiem upadków, które wręcz mroziły krew w żyłach.
Chwile grozy
Do jednej z najbardziej przerażających sytuacji w historii skoków doszło w 2009 roku podczas mistrzostw Norwegii. Na liście zawodników znalazł się brązowy medalista olimpijski, Bjorn Einar Romoren. Na początku jego skok przebiegał zgodnie z planem, do momentu lądowania.
Gdy skoczek znalazł się na ziemi, nagle jedna z nart odmówiła mu posłuszeństwa, co zapoczątkowało ciąg bolesnych zdarzeń. W zawrotnym tempie staczał się z zeskoku, obracając się przy tym wokół własnej osi.
Jednak na tym nie koniec. Do równie przerażającej sceny doszło, gdy Norweg zdołał się zatrzymać. Zaraz po tym spróbował bowiem wstać, jednak sekundę później wylądował bezwładnie na ziemi.
Obrazy zarejestrowane przez kamery na bardzo długo zapewne zapadły w pamięci norweskich kibiców.
Bjorn Einar Romoren to postać, która dość dobrze zapisała się w historii tej dyscypliny. 42-latek jest bowiem brązowym medalistą olimpijskim i trzykrotnym medalistą mistrzostw świata.
W minionym roku rozstał się jednak na stałe ze skokami i postanowił pracować z osobami cierpiący na nowotwór, z którym sam mierzył się przez blisko rok (ostatecznie wyzdrowiał).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: latający Manuel Neuer. To robi wrażenie!
Krok od tragedii
Do groźnych upadków w Lillehammer dochodziło także podczas treningów. Doświadczył tego 27-letni Halvor Egner Granerud podczas jednej z tegorocznych sesji.
Problemy dosięgły Norwega, w momencie gdy tylko wzbił się w powietrze. Stracił on kompletnie panowanie nad lotem, po czym z ogromną siłą runął na ziemię.
Skoczka natychmiast przetransportowano do szpitala. A tam wykonano niezbędne prześwietlenia, które jednak nie wykazały poważnych urazów. Tego samego dnia mógł więc wrócić do swoich codziennych zajęć, oczywiście poza skakaniem.
W rozmowie z norweską telewizją za całą sytuację obwinił nowe kombinezony, które musiały odpowiadać świeżo wprowadzonym przepisom przez FIS. Zwrócił on uwagę na to, że zawodnicy potrzebują większej prędkości, aby skakać wyżej i mocniej lądować na tych samych dystansach.
Próba przejęcia kontroli
Skocznię w Lillehammer niekoniecznie dobrze może kojarzyć także Paweł Wąsek. W marcu tego roku bardzo drastycznie skończył się dla niego jeden z treningów.
Polak zaraz po wybiciu z progu stracił kompletnie panowanie nad lotem. Niemal natychmiast zaczął spadać, próbując jeszcze w ostatniej fazie bezpiecznie wylądować. To mu się jednak do końca nie udało.
Polski skoczek po zetknięciu z ziemią, zaczął się obracać wokół własnej osi, gubiąc po drodze jedną z nart. Wąsek zdawał się być jednak cały czas świadomy, próbując choć w najmniejszym stopniu kontrolować swoje ciało. Dzięki temu, zawodnik nie doznał żadnych poważnych obrażeń.
Zderzenie niczym ze ścianą
Chwile grozy w Lillehammer doświadczyła także Nika Kriznar i to w swoje urodziny. Słowenka oddała fantastyczny skok w drugiej serii konkursu Raw Air 2020, zapewniając sobie piąte miejsce.
Jednak przy przypływie radości straciła kompletnie koncentrację, a następnie kontrolę nad nartami. W pewnym momencie upadła na ziemię, uderzając z całym impetem w bandy reklamowe. To było jak zderzenie ze ścianą, po którym zawodniczka długo nie umiała się pozbierać.
Ostatecznie obiekt opuściła na noszach. Na szczęście obyło się jednak bez poważnych obrażeń - Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Najbardziej boli ją ręka, ale cieszymy się, że nie uszkodziła nóg i żeber - zakomunikował wówczas jej trener Zoran Zupancic.
Kamil Sobala, WP SportoweFakty
"Od czegoś trzeba zacząć". Stoch szukał pozytywów
Dominacja dwóch reprezentacji. Polacy nadal daleko