Skoczkowie narciarscy muszą mieć w sobie dużo odwagi. Uprawiana przez nich dyscyplina sportowa nie należy do bezpiecznych, o czym wielokrotnie się przekonaliśmy. Jeden z przerażających wypadków mieliśmy podczas Pucharu Świata w Ruce w sezonie 2003/2004.
Wtedy w trakcie sobotniego konkursu na skoczni były niebezpieczne warunki atmosferyczne. Zdecydowano się jednak go rozegrać, co było błędem. Najpierw upadek zaliczył Johann Erikssen, potem Andreas Kofler, a na koniec Thomas Morgenstern. Ostatni z nich mógł skończyć tragicznie.
Słynny Austriak tuż po wyjściu z progu trafił na podmuch wiatru. Skoczka dosłownie obróciło tak, że w powietrzu wykonał salto. Potem upadł na zeskok, kilka razy przekoziołkował, a wszyscy zamarli ze strachu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: latający Manuel Neuer. To robi wrażenie!
- O jeju... O Boże... Przepraszam za tą reakcję, ale fatalna sprawa - mówił komentujący wówczas w TVP Włodzimierz Szaranowicz.
Morgenstern miał wówczas mnóstwo szczęścia. Skończył tylko ze złamanym małym palcem. Wypadek w Ruce jednak na długo został w jego pamięci. Tak wspominał go w biografii.
"Poczułem, że nie jestem w stanie wytrzymać bólu. Wtedy padłem na plecy, ślizgając się jeszcze głową w dół. Wzrok utkwił w martwym punkcie. Byłem w szoku i cieszyłem się, że moje ciało nie poniewiera się już tak bezwładnie. Leżałem na plecach i płakałem. (…) W karetce nie miałem najlepszych przeczuć. To nie był niegroźny upadek, ale zdarzenie, które już na początku sezonu pokazało mi, co tak naprawdę może się stać. Co z moimi rodzicami? Oby tylko nie martwili się za bardzo. I tak dalej..." - pisał w książce "Moja walka o każdy metr".
Austriak był wtedy początkującym skoczkiem. Potem stał się jednym z najlepszych na świecie. W dorobku ma dwie Kryształowe Kule, trzy złote medale olimpijskie, czy osiem tytułów mistrza świata.
Brutalna prawda o polskich skokach. "Bez nich nie istnieją" >>
Granerud wietrzy spisek. Mówi o niemieckich skoczkach >>