Thomas Morgenstern: Wiadomość o śmierci Rutkowskiego mocno mnie przygnębiła

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Thomas Morgenstern
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Thomas Morgenstern

Thomas Morgenstern doskonale pamięta MŚ juniorów z 2004 roku, kiedy przegrał złoty medal z Mateuszem Rutkowskim. - Czasem ten konkurs i Rutkowski wracają we wspomnieniach. Jego śmierć mnie przybiła - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty Austriak.

Thomas Morgenstern to jeden z najbardziej utytułowanych skoczków w historii tej dyscypliny. Austriak wygrał wiele różnych zawodów, ale był taki konkurs, w którym znalazł niespodziewanego pogromcę.

To były mistrzostwa świata juniorów w 2004 roku, a Austriaka bardzo wyraźnie pokonał wtedy Mateusz Rutkowski.

Sensacyjny mistrz świata z 2004 roku zmarł 7 stycznia w Skrzypnem. Jak przyznaje Morgenstern, mimo że nie znali się dobrze z Polakiem, ta wiadomość mocno go przybiła.

W rozmowie z WP SportoweFakty "Morgi" wraca do tamtego konkursu, ale mówi też o teraźniejszości i przyszłości skoków narciarskich.

Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak pan wspomina mistrzostwa świata z 2004 roku, kiedy zajął pan ostatecznie drugie miejsce za Mateuszem Rutkowskim?

Thomas Morgenstern, trzykrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich, ośmiokrotny złoty medalista mistrzostw świata, trzykrotny złoty medalista w lotach narciarskich, dwukrotny zwycięzca Pucharu Świata, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni: Oczywiście pamiętam tamte zawody. I powiem szczerze: nie chciałem wtedy brać w nich udziału. Bo skakałem już wtedy w Pucharze Świata, a poza tym miałem na koncie mistrzostwo świata juniorów z 2003 roku. Ostatecznie jednak wziąłem udział w tym konkursie. Dlaczego? Bo moi trenerzy uznali, że w tamtym momencie to wciąż będzie dla mnie dobre rozwiązanie. Byli zdania, że powrót do takiej rywalizacji mi posłuży.

ZOBACZ WIDEO: Jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Zobacz, skąd "wrzuciła" nagranie

Był pan wielkim faworytem konkursu, ale ostatecznie nie udało się wygrać. Jak by pan opisał swój stan ducha wtedy? Zaskoczenie, rozczarowanie, złość?

Rozczarowanie. Byłem wtedy po prostu rozczarowany.

A przed tamtymi zawodami kogo uważał pan za głównych rywali? Bo raczej nikt nie stawiał wtedy Rutkowskiego w gronie faworytów.

Nie do końca tak było. To znaczy powiem w ten sposób: nie za bardzo zwracałem wtedy uwagę na to, kto będzie moim głównym rywalem. Aż tak tego wszystkiego nie analizowałem. Z drugiej strony pamiętam jednak, że Rutkowski był wymieniany wówczas w gronie tych, na których trzeba będzie uważać.

Jak pan wspomina sam konkurs? To Rutkowski skakał super czy może pan z jakichś powodów nie pokazał najlepszej wersji siebie?

Nie chcę mu niczego odbierać. Oczywiście, ja nie pokazałem wtedy pełni moich umiejętności, ale Rutkowski wygrał wtedy zasłużenie. Bardzo zasłużenie. Pokonał mnie w uczciwej walce.

Mateusz zmarł 7 stycznia. Jak się pan dowiedział o jego śmierci?

Z social mediów. I muszę przyznać, że mocno mnie to przybiło. Był za młody, żeby odchodzić. O wiele za młody. Nie znałem go zbyt dobrze, ale wiadomo, że przez lata ten konkurs czasem stawał mi przed oczyma, przypominał mi się z różnych powodów. A wtedy w myślach wracał do mnie też Rutkowski. Powiem jeszcze raz: to przygnębiająca wiadomość.

Porozmawiajmy  o obecnym sezonie. Nie zaskakuje pana, że polscy skoczkowie spisują się tak słabo?

Oczywiście, że zaskakuje. I to bardzo. Nie przypuszczałem, że tak to będzie wyglądać. Tak odmiennie w stosunku do poprzednich sezonów. I że dotyczyć to będzie w zasadzie wszystkich polskich skoczków. Z drugiej strony w tym momencie muszą już chyba podejść do tego w ten sposób, że to, co najgorsze, już ich spotkało i trzeba się z tego jakoś wygrzebać.

Na pewno jedną z kwestii, która będzie albo już jest poruszana, jest średni wiek polskiego skoczka. A jest on mocno zaawansowany. I sam się zastanawiam, gdzie jest polska młodzież. Kto będzie następnym Kamilem Stochem?

To trudny czas dla Thomasa Thurnbichlera. Co pan sądzi o jego pracy z reprezentacją Polski?

Nie powinniśmy zbyt wcześnie wydawać sądów. Ostatni rok był dobry i myślę, że musimy mu dać szansę opanowania sytuacji. Poza tym, było w skokach trochę "technicznych" zmian i może polska ekipa potrzebuje po prostu czasu, aby się do nich dostosować.

Trwa cykl zawodów w Polsce. Wisła, Szczyrk, Zakopane. Wiadomo, że największą renomą cieszy się Zakopane. Jakie ma pan najlepsze wspomnienia stamtąd?

Najlepsze dotyczą moich pierwszych konkursów w Zakopanem. To było coś onieśmielającego. Jesteś młodym skoczkiem, patrzysz na to morze ludzi i masz wrażenie, że tam jest ich sto tysięcy. Pamiętam też, że polscy kibice byli entuzjastycznie nastawieni, ale byli też fair. I jeszcze jedno, tego też nigdy nie zapomnę: dwa tysiące ludzi czekających przed hotelem, żeby nas spotkać. Tego nie doświadczysz w żadnym innym kraju na świecie.

Kto pana zdaniem wygra tegoroczny Puchar Świata?

Moim faworytem jest Kraft. Za to jak skacze od początku sezonu i jak udanie to kontynuuje. Ale mimo wszystko nie odważyłbym się skreślić Andiego Wellingera i Ryoyu Kobayashiego. Oni na pewno nie odpuszczą Stefanowi.

A jaka jest pańskim zdaniem przyszłość skoków narciarskich? Nie boi się pan, że któregoś dnia już nie będzie na czym skakać? Bo zimy coraz słabsze.

Nie, nie boję się. Zawsze będziemy mieli możliwość skakać, bo możemy to robić na igielicie. Ten sport może przejść pewne zmiany, ale wierzę, że za sto lat wciąż będzie można skakać.

Szef Pucharu Świata Sandro Pertile ma nietypowe pomysły, jak choćby zawody w Chinach albo Brazylii, gdzie można by używać mobilnej skoczni, rozkładanej na piłkarskim stadionie. Jak się pan zapatruje na takie idee?

To że pojawiają się nowe pomysły oceniam pozytywnie. Natomiast trzeba te nowe idee przeanalizować z szerszej perspektywy. Bo przecież nie możemy zapomnieć o miejscach z wielką tradycją skoków narciarskich. Ale znów, dbałość o tradycyjne miejsca nie przeszkadza według mnie w eksploracji nowych miejsc i starań, aby skoki stały się sportem bardziej globalnym.

Kiedy rozmawialiśmy niemal trzy lata temu, miał pan już swoją firmę i był pan pilotem helikoptera pokazującym turystom piękno austriackich Alp. Jak się kręci ten biznes?

Biznes kręci się dobrze. Mam wiele radości patrząc na szczęśliwe i zadowolone twarze ludzi, którzy latają z nami. I zachęcam, aby wśród nich było jeszcze więcej kibiców z Polski. Bardzo bym chciał pokazać im mój piękny kraj z góry, więc zachęcam do odwiedzin i latania z nami.

Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Przejmująca chwila w Wiśle. Kibice zamilkli >>
"Taki typowy góral". Stefan Hula wspomina Mateusza Rutkowskiego >>

Komentarze (0)