Po raz pierwszy uczestnicy PŚ w skokach narciarskich gościli na obiekcie w Szczyrku. Niestety, ze względu na silny wiatr zawodnicy mieli bardzo utrudnioną sprawę. Ostatecznie organizatorzy postanowili odwołać środowy konkurs.
Kibice obecni na trybunach mogli być rozczarowani, biorąc pod uwagę, że reprezentanci Polski zaprezentowali się naprawdę z dobrej strony. Przed próbą Dawida Kubackiego podmuchy wiatru osiągały nawet 10 m/s. Zawodnik miał problemy w trakcie lotu, lecz opanował sytuację i skoczył 98,5 metra.
Po przerwaniu zawodów Kubacki podsumował swój występ. Doświadczony skoczek był umiarkowanie zadowolony.
- Cóż, dzisiaj warunki nie pozwoliły na to, żeby ten konkurs dojechał do końca. Sam się o tym przekonałem, bo w locie mocno mnie poszarpało i trzeba było z tym wiatrem walczyć. Oczywiście, wszyscy łudziliśmy się, że uda się dociągnąć. Miałem mocny podmuch wiatru, z tym, że centralnie z boku skoczni, którego mierniki też nie liczą do punktów, ale jednak troszeczkę przeszkadza. Zabrało mi nartę i pewnie było blisko, żeby to się skończyło upadkiem. Udało się nawet telemarkiem wylądować - przypomniał.
ZOBACZ WIDEO: Krychowiak w helikopterze. Tylko spójrz, gdzie spędza urlop
Zdaniem Kubackiego, skok na blisko 100 metrów w szalenie trudnych warunkach jest dobrym prognostykiem na przyszłość. 33-latek zachowuje optymizm przed konkursem drużynowym w Zakopanem (20 stycznia).
- Patrząc na to, jak ta seria przebiegała, to już najlepsze miejsce byłoby w tym sezonie. Piotrek (Żyła - przyp. red.) już nawet zwycięstwo przewidywał, więc kto wie? Szkoda, że jak w końcu skok wyszedł, to mi zawody odwołali, ale teraz już na to nic nie poradzimy, nie? Mam poczucie, że jest lepiej, ale mam też świadomość, że dalej muszę pracować i to się nie zmienia. Skok w takich warunkach pokazuje, że to coraz lepiej zaczyna działać, to jest najistotniejsze w tej chwili - stwierdził Kubacki.
Czytaj więcej:
PŚ. Polacy mogą być wściekli po tym, co stało się w Szczyrku
Kosmiczny lot Polaka w serii próbnej. Dalej od oficjalnego rekordu