Prędkość na progu zmorą Polaków?

Prędkość na progu skoczni to ogromnie istotny czynnik, który może zaważyć o długości skoku. Tymczasem, problemy z tą częścią narciarskiego rzemiosła od dawna prześladują naszych skoczków...

Dawid Góra
Dawid Góra

Prędkość na progu wynika m.in. z budowy ciała, które może bardzo korzystnie układać się do lotu w powietrzu, ale przy zjeździe powoduje opory przenoszące się na prędkość najazdową. Do tego dochodzi równomierne rozłożenie ciężaru – kiedy zawodnik jest w najwyższej formie, robi to intuicyjnie. Są zawodnicy, jak Piotr Fijas czy Robert Mateja, którzy zawsze mieli jedne z najlepszych prędkości najazdowych na świecie - tłumaczy serwisowi SportoweFakty.pl Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, były trener kadry narodowej.

Wynika więc z tego, że głównym czynnikiem odpowiadającym za prędkość najazdową jest dyspozycja zawodnika. Jednak, co w sytuacji, kiedy skoki są dalekie, a prędkość nadal niezadowalająca? Problemy z rozpędzeniem się zawsze miał Adam Małysz. Być może, gdyby je pokonał, jego wyniki byłyby jeszcze lepsze.

Adamowi Małyszowi szukaliśmy pozycji w tunelu aerodynamicznym. Jednak, jak już znaleźliśmy, to zawodnik źle się czuł i robił błędy na progu - opowiada były trener. - W prędkościach nie tyle chodzi o sprzęt i smarowanie. Najważniejsza jest sylwetka ciała i równomierne rozłożenie ciężaru - wyjaśnia prezes.

Apoloniusz Tajner przyznaje, że problem z prędkością ma choćby Kamil Stoch, aktualny lider naszej kadry. Jednak u 25-latka sprawa ma bezpośrednie odniesienie do dyspozycji. Jak zaznacza były szkoleniowiec kadry, kiedy Kamil jest w formie, pojawiają się także niezłe prędkości najazdowe.

W rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl sprawę tej części rzemiosła skoczków próbuje wyjaśnić także Jan Szturc, pierwszy trener Adama Małysza, szkoleniowiec w klubie KS Wisła Ustronianka. - Na prędkość składa się wiele czynników. Oczywiście ważna jest pozycja dojazdowa. W dalszej kolejności znajduje się także samopoczucie zawodnika, jego aktualna dyspozycja. Jeśli skoczek jest w formie, to czuje narty pod stopami, potrafi się odpowiednio ułożyć, dopasować sylwetkę do warunków itd. Jeżeli natomiast zawodnik szuka odpowiedniej pozycji dojazdowej, nie jest pewny swoich sił, to nie potrafi wypracować prędkości. Bywa, że układa się za bardzo na palcach albo na piętach i traci prędkość najazdową - zaznacza trener.

Jan Szturc podkreśla, podobnie jak prezes Tajner, że mniej istotne w całym procesie przygotowania skoczka są smary. - Smarowanie nart jest ważne, ale ważniejszym czynnikiem jest odpowiednia twardość nart dla danego skoczka. Narty, mimo że różnych firm, są do siebie bardzo podobne. Tory na skoczniach prawie zawsze są lodowe, więc używa się tych samych substancji. Nasi serwismeni mają zapewne te same smary, co Austriacy, Niemcy czy Norwedzy. Prędkość zależy więc głównie od czynników, jakie wymieniłem wcześniej - podkreśla szkoleniowiec.

Pierwszy trener Adama Małysza nawiązuje także do jeszcze jednej sprawy, która jest istotna w osiąganiu odpowiedniej prędkości przez skoczków. - Kolejny czynnik to kombinezon. Rozróżnia się je m.in. na szybsze i wolniejsze. Wiele zależy od materiału, z którego jest wykonany. Nasz sztab szkoleniowy z tym problemem już się uporał, po doświadczeniach w tegorocznych konkursach Pucharu Świata - twierdzi Jan Szturc.

Czy faktycznie ten problem jest w naszej kadrze melodią przeszłości okaże się już 30 grudnia podczas pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×