Kapryśna aura po raz kolejny dała o sobie znać organizatorom Pucharu Świata w Kuusamo. W sobotę na "Rukatunturi" najpierw odwołano rywalizację kombinatorów norweskich, ale jury miało nadzieję, że pogoda popołudniu zacznie się w Laponii poprawiać. Jak się okazało - silny wiatr w dalszym ciągu nie dawał za wygraną i kwalifikacje nie doszły do skutku. Z niemałym opóźnieniem rozpoczęła się więc pierwsza seria konkursowa, w której swoje skoki miało oddać aż 76 zawodników. Miało, ale pogoda nadal płatała figla i z progu fińskiego obiektu zdążyło się odbić tylko 37 skoczków. W tym gronie był Stefan Hula, który w tej stawce popisał się zdecydowanie najlepszą odległością. Polak poszybował aż na 138. metr i był liderem zawodów. - Bardzo się ciesze z tego skoku, bo był on naprawdę bardzo dobry. Wszystko w nim się dobrze zgrało, a uczucie podczas tego lotu było fantastyczne. Co do warunków, to na pewno były korzystne, ale wszyscy takie mieli. Cały czas był wiatr pod narty. Taki skok był mi potrzebny i dodał mi wiary i pewności siebie - przyznaje w rozmowie z naszą stroną podopieczny Łukasza Kruczka.
Nasz reprezentant może mówić jednak o sporym pechu, bo zmagania w Kuusamo zostały ostatecznie anulowane. - Niestety nie było mi dane cieszyć się z dobrego wyniku. Na początku wydawało się, że zawody uda się dokończyć, potem zaczęło jednak mocniej wiać przy progu i były bardzo długie przerwy. Na rozbiegu skoczni w Kuusamo przy tak silnym wietrze jest niezwykle zimno, więc zawodnicy, którzy musieli czekać na skok byli mocno zmarznięci, stąd też decyzja o odwołaniu konkursu była szybka, a szkoda, bo mogło być naprawdę pięknie (śmiech) - mówi Hula.
Do naszego rodaka doszły głosy, że za rok pucharowa karuzela w tym miejscu prawdopodobnie już nie zagości. - To jest decyzja FIS-u, czy będą chcieli Pucharu Świata w Kuusamo. Jest to ciężki orzech do zgryzienia. Zobaczymy co z tego wyniknie. Niestety my nie mamy wpływu na warunki atmosferyczne, a tam często są problemy z pogodą - uważa 27-latek ze Szczyrku.
Członek kadry narodowej odnosi się też do uwag Waltera Hofera, skierowanych w stronę organizatorów. Austriacki dyrektor cyklu zarzuca im brak możliwości ogrzania się w wieży. - Faktycznie na samej górze nie ma już żadnego ciepłego pomieszczenia. Jest tylko niezbyt duży lokal zaraz po wyjściu z windy. Ja czekałem tam maksymalnie długo. Miałem jeszcze dodatkowy ocieplacz, który zdjąłem tuż przed samym skokiem, więc zbytnio nie zmarzłem, co mi bardzo pomogło. Myślę, że na takich obiektach niezbędne są ciepłe pomieszczenia, aby można było dobrze przygotować się do skoku - tłumaczy Polak.
Wicemistrz świata juniorów ze Strynu z 2004 roku opowiada portalowi SportoweFakty.pl, z czym kojarzy mu się Ruka i wspomina swój udany występ sprzed siedmiu lat. - Pamiętam, jak zająłem tam 12. miejsce. Dobrze mi się tam wtedy skakało, ale sam konkurs był wówczas mocno loteryjny i rozegrany na siłę. Z czym mi się kojarzy Kuusamo? Z ciężkimi warunkami, wiejącym wiatrem na rozbiegu i zimnem. Oczywiście jest tam o tej porze roku piękna sceneria, zaśnieżone drzewa, są renifery, które można często spotkać, jadąc samochodem, jak przechodzą przez drogę. Szkoda, że przeważnie jest tam ciężko, jeżeli chodzi o skakanie, ale to już jest taki urok tego miejsca - mówi jeden z biało-czerwonych.