Simon Ammann - amerykański sen i przykre przebudzenie - cz.2

Barbara Toczek
Barbara Toczek
Wielka chęć zwyciężania lub przynajmniej zajmowania zadowalających lokat nie szła w parze ani z formą, ani tym, co Szwajcar prezentował w zawodach. Choć po Turnieju Czterech Skoczni zainteresowanie medialne skokami w Szwajcarii zmalało, sezon 2002/2003 Ammann mógł spisać na straty.

Kolejna zima niosła ze sobą nie tylko nowe nadzieje, ale także i zmiany. Ze skokami żegna się szwajcarski weteran Sylvain Freiholz. Część odpowiedzialności spadła na Ammanna, który w jesieni zdał maturę i wreszcie pożegnał się z obowiązkami ucznia.

Pod koniec sezonu Szwajcarowi udaje się kilkukrotnie wskoczyć na podium, m.in. na olimpijskiej skoczni w Park City i Lillehammer. Dodatkowo wydaje się, że zaburzenia snu, z jakimi Ammann zmaga się od dłuższego czasu, wreszcie udało się pokonać.

Radość nie trwała długo. Także sezon 2004/2005, który stał pod znakiem nowych reguł związanych z BMI zawodników, nie był czasem Ammanna. Wielkie nadzieje, jakie Szwajcarzy wiązali z mistrzostwami świata w Oberstdorfie okazały się być bardziej niż płonne. Po słabych występach w konkursach indywidualnych, Schoedler skłaniał się nie tylko ku rezygnacji ze startu w "drużynówce" ale także i rezygnacji... z własnego stanowiska.

W 2006 roku, do plecaka oczekiwań, jaki mistrz olimpijski, Simon Ammann taszczył na swoich barkach, dorzucono jeszcze kilka kilogramów. Zbliżały się igrzyska w Turynie, a dziennikarzy nic nie zajmowało tak jak to, czy Szwajcar obroni dwa złota z Salt Lake City. Nie obronił, ale to co zrobił za cztery lata w Vancouver znów wprawiło wszystkich w osłupienie.

Barbara Toczek

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×