Marcin Bachleda szkoli kadrowiczów. "Skoczkowie bardziej ufają byłym zawodnikom"

Przed okresem przygotowawczym Marcin Bachleda został asystentem Roberta Matei w kadrze narodowej B skoczków narciarskich. W czym kadrowiczom pomaga "Diabełek" i jak ocenia zmiany w technice wprowadzone przez Stefana Horngachera?

Dawid Góra
Dawid Góra
Marcin Bachleda Newspix / TADEUSZ MIECZYNSKI / Marcin Bachleda

Bachleda pracuje w kadrze już trzeci rok. Wcześniej był serwismenem w grupie juniorskiej. - Uczestniczyłem jednak w treningach i przygotowaniach - wtedy się przyuczałem. Poza tym, długo uprawiałem ten sport. Inaczej na niego patrzę z punktu widzenia trenerskiego, a inaczej patrzyłem, kiedy byłem zawodnikiem. Nasza współpraca z Robertem Mateją wygląda tak, że dyskutujemy nad pomysłami i potem decydujemy czy daną rzecz wprowadzić, czy nie - tłumaczy były skoczek.

Kadry współgrają ze sobą na tyle mocno, że zmiany wprowadzone przez Horngachera obowiązują też u młodszych zawodników i tych będących w zbyt słabej formie, aby reprezentować Polskę w Pucharze Świata. Bachleda przyznaje, że technika różni się od tego, czego skoczkowie uczyli się wcześniej. - Według mnie zmiany są bardzo dobre. Już w tamtym roku z Piotrem Fijasem i Robertem Mateją myśleliśmy, żeby iść w tym kierunku. Nieco inne treningi, zmiana w wyjściu z progu.

Prawie 34-letni "Diabełek" przyznaje, że po zakończeniu kariery, spowodowanym kontuzją, czuł tęsknotę do skakania. Nie trwała ona jednak dłużej niż rok. - Potem spojrzałem na kadrę z drugiej perspektywy, ze sztabu. Tyle lat już skakałem, że teraz lepiej pomóc młodym. Zresztą moje kolano wciąż nie jest do końca sprawne, jeszcze nie robiłem zabiegu.

Co dają zawodnikom kadry B treningi z Bachledą? Okazuje się, że przede wszystkim zyskują na wskazówkach dotyczących psychiki. - Każdy inaczej funkcjonuje. Do każdego zawodnika należy podchodzić indywidualnie. Skoczkowie, którzy długo trenowali tę dyscyplinę sportu, doskonale wiedzą, o co w niej chodzi. Duże znaczenie ma psychika. Nasi zawodnicy muszą czuć się pewnie. Trener - były skoczek pamięta, jak czuł się na belce, jak funkcjonowała jego psychika podczas zawodów. Skoczkowie bardziej ufają tym, którzy mają doświadczenie - oni też kiedyś startowali w konkursach.

Teraz były reprezentant Polski może spojrzeć na skoki z zupełnie innej strony. - Czasem śmiejemy się z kolegami, że jeśli my mielibyśmy takie warunki sprzętowe, to nie zrezygnowalibyśmy tak szybko. Oczywiście to tylko żart, ale faktem jest, że nie mieliśmy takiego dostępu do lepszego sprzętu, brakowało ludzi w sztabie. Kiedy jest kilka osób, każda za coś odpowiada, każdy może wpaść na dobry pomysł. W moich czasach zawodnicy kombinowali sami. Teraz skoczkowie mają nas - ludzi, którzy analizują wszystko, co robimy.

ZOBACZ WIDEO TdP: emocje, ulewy, upadki i niezniszczalny Wellens (źródło TVP)


Czy rady byłych skoczków - trenerów są bardziej wartościowe dla kadrowiczów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×