Liderem reprezentacji Polski biorącej udział w zawodach w Austrii był oczywiście Adam Małysz. Obok niego w składzie historycznego zespołu, który znalazł się w gronie najlepszych, byli jeszcze Łukasz Kruczek, Robert Mateja i Wojciech Skupień. Dla nich wszystkich było to jedyne podium Pucharu Świata wywalczone w trakcie trwania ich karier. Lepsi od Polaków byli tylko Finowie i Japończycy, natomiast dalsze miejsca zajęli m.in. Niemcy, Austriacy czy Norwegowie, co było dużą niespodzianką.
- Teraz po latach zdradzę, że wtedy byłem trochę przestraszony tym trzecim miejscem - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, wówczas trener polskiej kadry. - Prawdę powiedziawszy z Piotrem Fijasem staliśmy po zawodach na trybunie trenerskiej i mówiliśmy sobie, że lepiej byłoby już zająć czwartą pozycję. Chodziło o to, że zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że był to taki wyjątkowy konkurs, w którym wszystko wyszło. Stały poziom naszej drużyny nie był wtedy jeszcze tak dobry, żeby regularnie walczyć o najlepszą trójkę. Czwarte, piąte, szóste miejsce - to były nasze ówczesne możliwości - mówi Tajner.
Przez wiele lat podium w Villach było jedynym, jakie Polacy zajęli w drużynowym konkursie Pucharu Świata. W ostatnich sezonach takich wyników było już coraz więcej, jednak nasi skoczkowie cały czas nie mogli odnieść zwycięstwo. Przyszło ono wreszcie w Klingenthal. - Obecnie mamy taki poziom, że wygrana była już możliwa, wszystko zależało tylko od tego jak wypadnie ten konkretny konkurs. O Kota i Stocha można było być spokojnym, pytanie dotyczyło tylko Żyły i Kubackiego, a oni też skakali dobrze i już nie było żadnych wątpliwości - kończy Apoloniusz Tajner.
ZOBACZ WIDEO: Fortuna liczy na historyczny sukces. "Polacy zdobędą złoto w Pjongczang"