Większość edycji Turnieju Czterech Skoczni, nawet tych zaciętych, zwykle rozstrzyga się już po dwóch, trzech konkursach. Gdy Stoch prowadził na półmetku tegorocznej imprezy, polscy kibice cieszyli się, że historia mu sprzyja, gdyż w ostatnich latach zdecydowana większość liderów na tym etapie turnieju była w stanie utrzymać prowadzenie aż do końca.
Stoch stracił jednak pierwsze miejsce po zawodach w Innsbrucku i kolejna statystyka już nie była dla niego tak łaskawa. Od kilkunastu lat w Turnieju Czterech Skoczni obowiązywała bowiem jedna reguła - kto prowadzi po trzech konkursach, ten odbiera główne trofeum w Bischofshofen. Po raz ostatni zmiana na prowadzeniu po wielkim finale nastąpiła w sezonie 1999/2000 - Noriaki Kasai stracił wtedy zwycięstwo na rzecz Janne Ahonena.
Od tamtej pory wszystkie edycje Turnieju Czterech Skoczni wygrywali ci, którzy byli najlepsi już po Innsbrucku. Kamil Stoch przerwał tę serię i zwyciężył w klasyfikacji generalnej słynnej imprezy, choć po przedostatnim konkursie na czele znajdował się Daniel-Andre Tande.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Kot i Kamil Stoch odskoczą czołówce PŚ? Rafał Kot zabrał głos