Macieja Kota lot w nieznane. Mógł przekroczyć 250 metrów!

PAP/EPA / OLE MARTIN WOLD
PAP/EPA / OLE MARTIN WOLD

Trzy czwarte lotu - duża radość, ostatnia jedna czwarta - wielki strach. Tak Maciej Kot opisał swój skok na 244,5 metra. W rozmowie ze Skijumping.pl Polski skoczek stwierdził, że gdyby nie brak doświadczenia, mógłby nawet przekroczyć 250 metrów.

W sobotnim konkursie drużynowym na największej skoczni świata w Vikersund, w którym Polacy przegrali tylko z Norwegami, Kot spisał się doskonale. W pierwszej serii wynikiem 244,5 metra ustanowił swój rekord życiowy. W drugiej, z niższej belki i w trudnych warunkach, uzyskał 238,5 metra w bardzo ładnym stylu.

- To był szalony konkurs, w pewnym sensie też historyczny. Tak wielu dalekich skoków w jednych zawodach nie pamiętam. Dwa razy padł rekord Polski (243 i 245,5 metra Piotra Żyły - przyp. WP Sportowefakty), dwa razy rekord świata (252 metry Roberta Johanssona, 253,5 Stefana Krafta - przyp. WP Sportowefakty). Coś niesamowitego - ocenił mistrz świata w drużynie z Lahti.

Kot potwierdził to, co sugerowali obserwatorzy - że w pierwszej serii, w której 25-letni zakopiańczyk poleciał na 244,5 metra, była szansa na jeszcze lepszy rezultat. - Zdecydowanie! Trudno powiedzieć, ile by to mogło być, ale myślę, że granica 250 metrów spokojnie by pękła - powiedział.

- Dla mnie to był jednak trochę lot w nieznane - wyjaśnił w rozmowie ze Skijumping.pl reprezentant Polski, którego rekord życiowy przed sobotą wynosił 231 metrów. Z tego powodu nie wiedział, jak się zachować, gdy w powietrzu widział, że nie ma już gdzie lecieć, a on wciąż jest wysoko.

ZOBACZ WIDEO Włodzimierz Szaranowicz dla WP SportoweFakty: Skoki Polaków były jak z matrycy

- Zareagowałem automatycznie, a u człowieka automatyzm działa w jego obronie - uzasadnił Kot decyzję o skróceniu lotu. Dodał jednak, że jeśli ponownie będzie miał szansę polecieć tak daleko, będzie już wiedział, co robić. Swoje wrażenia opisał także na profilu w serwisie społecznościowym Facebook.

Skoczek z Zakopanego żartował też, że ma swój wkład w rekord Polski, ustanowiony w pierwszej serii konkursu przez Piotra Żyłę (245,5 metra). W piątkowym prologu Żyła zrobił na rozbiegu coś, czego robić nie powinien - dojeżdżał do progu zbyt aktywnie i w efekcie uzyskał tylko 146 metrów. - Teraz prosił mnie, żebym przed skokiem przypominał mu, co ma robić, a czego nie. I cały czas to robiłem - śmiał się Kot.

Źródło artykułu: