Lista skoczków narciarskich, borykających się z przykrymi dolegliwościami zdrowotnymi rośnie na potęgę. Coraz częściej media obiegają informacje o kolejnym "nieszczęśniku", któremu kontuzja krzyżuje plany i pozbawia szansy na spełnienie sportowych marzeń. Latem do tego grona ponownie dołączył Severin Freund.
Podczas treningowego skoku u Niemca odnowiła się poważna kontuzja kolana, zerwanie więzadła krzyżowego, która w przypadku skoczka narciarskiego oznacza jedno: mozolną rehabilitację, kilkumiesięczną przerwę od startów, i co za tym idzie - wypadnięcie z czołówki bijącej się o cenne trofea.
W przypadku Freunda, ostatnia kwestia jest za pewne szczególnie bolesna. Wszak rozpoczynający się za niespełna tydzień sezon, to sezon olimpijski. Jest o co walczyć. W Korei Niemiec broniłby złota zdobytego w drużynie, i z pewnością dał o sobie znać w konkursie indywidualnym.
Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, iż Niemiec nie traci pogody ducha i nie załamuje się mimo przeciwności losu. – W mojej karierze znosiłem już porażki, i wiem jak się z nimi obchodzić – przyznał na łamach portalu sport1.de, po czym dodał, iż przed oczami ma już kolejny cel: - Moje olimpijskie ambicje muszę odłożyć ad acta, dlatego swoją uwagę kieruję już na mistrzostwa świata w Seefeld w 2019 roku.
Takiej postawy nauczyły zawodnika wcześniejsze problemy zdrowotne, które już nie raz uniemożliwiały mu realizację sportowych zamierzeń - w ubiegłym sezonie Freund musiał wycofać się z Turnieju Czterech Skoczni ze względu na silne przeziębienie, a niedługo potem nabawił się… kontuzji kolana, przez którą to nie był w stanie wystąpić na mistrzostwach świata w Lahti. Jego nieobecność w drużynie będzie sporym wyzwaniem dla młodszych kolegów, na których to barkach spocznie cała odpowiedzialność za wyniki osiągane w sezonie olimpijskim.
ZOBACZ WIDEO Tajner o skokach na Narodowym. "Hofer mówi, żebyśmy o tym nie zapominali"