Martin Schmitt cieszy się z postępu polskich skoków. "Jesteście ważnym krajem dla tego sportu"

- Kiedyś polskie skoki to był tylko Adam Małysz, teraz wasza drużyna jest o wiele silniejsza. I to dobrze, bo mocni Polacy są skokom narciarskim potrzebni - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Martin Schmitt.

W tym artykule dowiesz się o:

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Zaczynamy sezon olimpijski. Czy bardzo różni się on od tych, w których nie walczy się o medale igrzysk?

Martin Schmitt, były skoczek narciarski, ekspert stacji Eurosport: Na pewno jest trochę inny. Szansę na taki medal ma się tylko raz na cztery lata. Każdy czeka na ten rok. W każdym sezonie bardzo ważny jest mocny początek i pod tym względem sezon olimpijski jest taki sam. Dobre wyniki od pierwszych zawodów pozwalają budować pewność siebie i formę na igrzyska.

[b]

Po raz pierwszy w historii skoków narciarskich zaczynamy sezon już w połowie listopada. Myśli pan, że to dobry pomysł, żeby startować ze skokami zanim nadejdzie zima?[/b]

Jeśli to możliwe, to czemu nie? W piłkę można grać przez cały rok, w skokach ten czas jest ograniczony od końca listopada do marca. To dobrze, że próbuje się trochę ten okres wydłużyć. Poza tym cieszę się, że zaczynamy sezon w Wiśle, gdzie zawsze jest dużo kibiców i świetna atmosfera. Na pewno skoczkowie lepiej czują się w takim otoczeniu, a telewidzom przyjemniej ogląda się takie konkursy.

ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła: Nigdzie indziej nie ma śniegu, a my go mamy. Warunki w Wiśle są super!

Także po raz pierwszy inauguracja Pucharu Świata ma miejsce w Polsce, a nie w Niemczech czy w Finlandii, jak to było w poprzednich latach. My bardzo się z tego cieszymy. Pan, z tego co słyszę, również jest zdania, że Polska to dobre miejsce, żeby wystartować.

Bardzo dobre. Jako Niemiec muszę rzecz jasna powiedzieć, że równie dobre było Klingenthal (śmiech). Tam było jednak trochę problemów ze śniegiem. O tej porze roku zawsze jest spore ryzyko, że będzie przeszkadzać wiatr. Wydaje się jednak, że sprawdzenie Wisły jako miejsca początku rywalizacji to dobry pomysł. Mówiłem już o kibicach i atmosferze, podoba mi się także tamtejsza skocznia. Przez kilka lat tradycją była inauguracja w Kuusamo, ale w Wiśle jest znacznie więcej kibiców i to bez wątpienia jej przewaga.

Pan pracuje teraz jako komentator Eurosportu i w tej roli będzie pan relacjonował zawody na skoczni imienia Adama Małysza, z którym stoczył pan wiele pasjonujących pojedynków. Jak wspomina pan rywalizację z Małyszem?

Adam był wielkim sportowcem. Był uczciwy, postępował fair. Cieszę się, że mogłem z nim rywalizować, to był dla mnie zaszczyt. Małysz wprowadził skoki narciarskie, zwłaszcza w Polsce, na wyższy poziom. To niesamowite, co działo się za jego sprawą. Pamiętam rok 2001 i jego fantastyczne skoki w Turnieju Czterech Skoczni, a potem niewyobrażalne tłumy kibiców w Zakopanem. Piękne czasy.

Jakie jest pana najlepsze wspomnienie związane z walką z polskim skoczkiem?

Oczywiście mistrzostwa świata w Lahti w 2001 roku, kiedy wygrałem z nim na dużej skoczni. To była ciężka walka. Adam prowadził po pierwszej serii, ja w drugiej ustanowiłem rekord skoczni i sięgnąłem po złoto. Z kolei na normalnym obiekcie to ja broniłem pierwszej pozycji, jednak w rundzie finałowej to Małysz był lepszy. Myślę, że dla nas obu to były świetne mistrzostwa.

W Lahti przeżyłem też najzimniejsze dni mojego życia. Temperatura na skoczni wynosiła wtedy jakieś - 25 stopni, do tego wiały silne wiatry. Szczególnie odczuwalne było to na średniej skoczni. Nie było jak się ogrzać, naprawdę wtedy wymarzliśmy.

A polski premier przyjechał wtedy na konkurs ubrany w garnitur i płaszcz, bez ciepłej kurtki, rękawiczek czy czapki.

Haha. Naprawdę?! Nie wiedziałem o tym.

Kiedy zaczynał się boom na skoki narciarskie w Polsce, to pan był jego głównym rywalem. Można zatem powiedzieć, że jest pan współodpowiedzialny za to wszystko, co się stało. Jak z pana perspektywy zmieniły się polskie skoki narciarskie od 2001 roku?

Wtedy był tylko Adam. W ostatnich latach macie natomiast Kamila, który odniósł wiele wspaniałych sukcesów, na igrzyskach, w Pucharze Świata, w Turnieju Czterech Skoczni. Jest też bardzo silna polska drużyna, wielu skoczków, którzy są w stanie rywalizować na wysokim poziomie. Polska jako zespół jest o wiele silniejsza, niż przed laty. Dobrze widzieć, że z waszymi skokami dzieją się dobre rzeczy, ponieważ jesteście ważnym krajem dla tego sportu. Mocna polska drużyna jest mu potrzebna.

Podoba się panu, że wielu byłych znakomitych skoczków zostaje przy tym sporcie i nadal odgrywa w nim jakieś role? Pan i Sven Hannawald pracujecie jako komentatorzy i telewizyjni eksperci, podobnie Anders Jacobsen i wspomniany Małysz, który poza tym należy do sztabu polskiej ekipy, prowadzonej przez Stefana Horngachera. Swoim młodszym kolegom pomaga Bjoern Einar Romoeren, a Borek Sedlak jest asystentem dyrektora PŚ Waltera Hofera.

Na pewno to dobrze dla skoków. Po zakończeniu kariery każdy zastanawia się, co powinien dalej robić, w czym byłby najlepszy. Ja bardzo się cieszę, że moja obecna praca jest związana ze skokami, bo one są moim życiem, że wciąż należę do rodziny i mogę spotykać ludzi, z którymi od dawna się przyjaźnię - Stefana Horngachera, Andy'ego Goldbergera, Martina Kocha i wielu innych. Przykłady wielu zawodników pokazują, że pasja do tego sportu nie mija z dnia na dzień.

A jak zmieniły się skoki narciarskie od pana czasów? Mówi się, że teraz różnice w czołówce są o wiele mniejsze.

Poziom cały czas się podnosi. W stawce jest teraz wielu skoczków zdolnych do wygrywania. Już znalezienie się w czołowej piętnastce jest bardzo trudne. Latem tacy zawodnicy jak Gregor Schlierenzauer czy Michael Hayboeck mieli problemy w Pucharze Kontynentalnym. Kiedy ja skakałem, to nie byłoby możliwe, czołowi skoczkowie z Pucharu Świata przewyższali tych, którzy rywalizowali w zawodach niższej rangi. Teraz jest inaczej, bo Puchar Kontynentalny również stoi na wysokim poziomie.

Czy młodym zawodnikom jest teraz trudniej się przebić? Jeśli spojrzymy na mistrzów świata juniorów z ostatnich lat, niewielu z nich odnosi sukcesy wśród seniorów. My dobrze to widzimy na przykładach Jakuba Wolnego, Aleksandra Zniszczoła czy Klemensa Murańki.

Nie wydaje mi się, żeby młodym było trudniej niż dajmy na to dziesięć lat temu. W skokach każdy zawodnik raz spisuje się lepiej, a raz gorzej, a już szczególnie taki, który nie ma jeszcze dwudziestu lat. Od wywalczenia mistrzostwa świata juniorów do sukcesów w Pucharze Świata jest długa droga. Nie można z miejsca zakładać, że złoty medalista MŚ juniorów to kandydat do powtórzenia takiego wyniku w "dorosłych" skokach.

Na przeciwnym biegunie mamy Noriakiego Kasaiego, który ma już 45 lat, a nadal skacze na wysokim poziomie. Ponoć niedawno namawiał pana do powrotu?

Chyba żartował, choć nie jestem pewien. Jeśli ponowi propozycję, to się nad nią zastanowię (śmiech).

Kasai wywalczył srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Soczi na dużej skoczni w wieku lat 42. Minimalnie przegrał wtedy walkę o złoto z Kamilem Stochem. My chcieliśmy wtedy zwycięstwa Polaka, ale chyba wszyscy pozostali kibicowali Japończykowi? Jego zwycięstwo to byłaby przecież piękna historia.

I tak była piękna. W zeszłym sezonie Noriaki miał pewne problemy z kolanem i przez to trochę spuścił z tonu. Ale w lotach narciarskich spisywał się całkiem dobrze. Latem miał niezłe wyniki, teraz może być mocny zwłaszcza na większych obiektach. Zobaczymy, co pokaże w Kuusamo, bo według mnie Wisła nie jest dla niego najlepszym obiektem. W Finlandii możemy się jednak przekonać, do czego będzie w tym sezonie zdolny.

Transmisje ze wszystkich konkursów skoków narciarskich w sezonie 2017/2018 wraz z kwalifikacjami, w tym także w trakcie igrzysk olimpijskich w Pjongczang, tylko w Eurosporcie.
[nextpage]Wróćmy jeszcze na chwilę do konkursu na dużym obiekcie w Soczi. Proszę szczerze przyznać, chciał pan wtedy, żeby Kasai wygrał walkę ze Stochem?

Nie, po prostu obserwowałem zawody. To była niesamowita walka o złoto i cieszyłem się jej oglądaniem. Jasne, znam Noriakiego od dawna, ale Kamila też. A kiedy obaj walczący to twoi znajomi, trudno jest wybrać stronę. Stoch miał wtedy swój czas, pokazał kapitalną formę i wygrał zasłużenie.

Czy teraz w Pjongczang naszemu zawodnikowi będzie łatwiej o sukces czy trudniej? Z jednej strony może mieć spokojną głowę, bo on swoje już na igrzyskach zdobył. Z drugiej jako aktualny mistrz olimpijski musi liczyć się z ogromną presją.

I jedno i drugie jest prawdą. Ma ten spokój, że jest już mistrzem olimpijskim, ale też pewnie chciałby powtórzyć wyczyn Simona Ammanna, który złoto na igrzyskach zdobył cztery razy. Na pewno będzie miał wielu bardzo mocnych rywali, także wśród reprezentantów Polski. Zdobycie złota, zdobycie jakiegokolwiek medalu na igrzyskach, zawsze jest wielkim wyzwaniem.

Wspomniał pan Simona Ammanna. Słyszałem, że współpracujecie. Na czym ta współpraca polega?

Mamy agencję marketingu sportowego. Pomagamy sportowcom znaleźć sponsorów, pokazujemy jak współpracować z mediami.

Może powinniście jako przykład pokazywać Piotra Żyłę. Nie oszukujmy się, nie jest on najlepszym skoczkiem na świecie, ale w Polsce cieszy się ogromną popularnością. Jego profil na Facebooku śledzi ponad milion osób.

Piotr jest już w tym sporcie bardzo długo, może brakuje mu tak spektakularnych sukcesów, jakie odnosił chociażby Stoch, ale to świetny facet i jeśli tak wielu osobom podobają się jego wypowiedzi i posty, to super.

Co pan sądzi o zmianie systemu kwalifikacji, którą wprowadzono przed tym sezonem? Teraz czołowa dziesiątka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie ma już zapewnionego miejsca w konkursie.

Najlepsi zawodnicy z pewnością stracą pewną przewagę nad pozostałymi. Wcześniej mieli tak naprawdę cztery skoki treningowe przed zawodami, teraz będą mieli tylko dwa. Będą musieli ograniczyć testowanie pewnych rzeczy i szybciej nastawić się na rywalizację, rezygnacja z kwalifikacji na rzecz odpoczynku i zachowania sił nie wchodzi już w grę.

Czasem może się też zdarzyć tak, że ktoś z czołówki zepsuje skok i zabraknie go w konkursie. Nie wydaje mi się, żeby taka sytuacja czesto miała miejsce, ale to możliwe. Warunki są jednak takie same dla wszystkich, a najlepsi staną przed dodatkowym wyzwaniem.

Teraz trudno wyobrazić sobie, że jeszcze kilka lat temu nie dodawano i nie odejmowano punktów za wiatr. Może z tą zmianą będzie podobnie?

Pewnie, że może tak być. Kwalifikacje na pewno staną się ciekawsze dla widzów, bo dla każdego skoczka będą miały znaczenie. Najlepszych czeka dodatkowa praca, a oni i tak zawsze mają więcej do zrobienia. Wywiady, konferencje prasowe i tak dalej. Spędzają na skoczni więcej czasu, niż pozostali. A teraz dojdzie im jeszcze obowiązek uczestniczenia w kwalifikacjach. Myślę jednak, że wszyscy się do tego przyzwyczają, a kibice dostaną dzięki tej zmianie dodatkowe emocje.

Wspomnijmy raz jeszcze Simona Ammanna. W 2010 roku w Vancouver zdobył dwa złote medale olimpijskie między innymi dlatego, że korzystał z nowego rodzaju wiązań, które potem zaczęli stosować wszyscy. Jak pan myśli, czy w olimpijskim sezonie wyścig technologiczny znów będzie szczególnie widoczny?

W pewnym stopniu jest to ograniczone przez FIS i jego regulacje. Są precyzyjne przepisy które mówią o tym, co wolno robić, a czego nie. Każdy będzie próbował wprowadzać jakieś innowacje, pracować nad kombinezonami, wiązaniami czy butami. Jednak nie na wszystkie rozwiązania FIS się zgodzi. Pamiętam jak na Salt Lake City mieliśmy przygotowane nowe kaski i kombinezony, ale nie zostały one dopuszczone i skakaliśmy w starym, normalnym sprzęcie. Rok pracy poszedł na marne przez jedną decyzję. Simon miał więcej szczęścia przed Vancouver, teraz już każdy używa takich wiązań, jakie on wtedy wprowadził. Jestem pewien, że każda ekipa stara się zdobyć technologiczną przewagę, ale koniec końców trzeba mieć tu jeszcze trochę szczęścia.

Kiedy pana zdaniem będzie można wskazać faworytów Igrzysk Olimpijskich?

Uff. Tak jak mówiłem wcześniej, bardzo ważny będzie dobry początek sezonu, nabranie pewności siebie. Pierwsze oznaki tego, kto powinien się liczyć, dostaniemy w Wiśle. Później ważny będzie Turniej Czterech Skoczni, z nim jest jednak taki problem, że pokazuje się w nim bardzo wysoką formę, to trudno utrzymać ją aż do igrzysk. Myślę jednak, że na przełomie roku będziemy w stanie wskazać pięciu głównych faworytów.

A czy teraz jest pan w stanie podać te pięć nazwisk?

Teraz? Myślę, że jest to łatwiejsze w przypadku normalnej skoczni. A zatem Dawid Kubacki, Andreas Wellinger, Stefan Kraft, Gregor Schlierenzauer, który według mnie po wyleczeniu kontuzji zdoła dojść do wysokiej formy. I jeszcze piąty skoczek. Cóż, trudna sprawa, jest sporo kandydatów. To może być Michael Hayboeck, Daniel Andre Tande, Maciej Kot albo Kamil Stoch. Miało być pięć nazwisko, a podałem ich nawet więcej.

Transmisje ze wszystkich konkursów skoków narciarskich w sezonie 2017/2018 wraz z kwalifikacjami, w tym także w trakcie igrzysk olimpijskich w Pjongczang, tylko w Eurosporcie.

Źródło artykułu: