Martin Schmitt cieszy się z postępu polskich skoków. "Jesteście ważnym krajem dla tego sportu"

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Wróćmy jeszcze na chwilę do konkursu na dużym obiekcie w Soczi. Proszę szczerze przyznać, chciał pan wtedy, żeby Kasai wygrał walkę ze Stochem?

Nie, po prostu obserwowałem zawody. To była niesamowita walka o złoto i cieszyłem się jej oglądaniem. Jasne, znam Noriakiego od dawna, ale Kamila też. A kiedy obaj walczący to twoi znajomi, trudno jest wybrać stronę. Stoch miał wtedy swój czas, pokazał kapitalną formę i wygrał zasłużenie.

Czy teraz w Pjongczang naszemu zawodnikowi będzie łatwiej o sukces czy trudniej? Z jednej strony może mieć spokojną głowę, bo on swoje już na igrzyskach zdobył. Z drugiej jako aktualny mistrz olimpijski musi liczyć się z ogromną presją.

I jedno i drugie jest prawdą. Ma ten spokój, że jest już mistrzem olimpijskim, ale też pewnie chciałby powtórzyć wyczyn Simona Ammanna, który złoto na igrzyskach zdobył cztery razy. Na pewno będzie miał wielu bardzo mocnych rywali, także wśród reprezentantów Polski. Zdobycie złota, zdobycie jakiegokolwiek medalu na igrzyskach, zawsze jest wielkim wyzwaniem.

Wspomniał pan Simona Ammanna. Słyszałem, że współpracujecie. Na czym ta współpraca polega?

Mamy agencję marketingu sportowego. Pomagamy sportowcom znaleźć sponsorów, pokazujemy jak współpracować z mediami.

Może powinniście jako przykład pokazywać Piotra Żyłę. Nie oszukujmy się, nie jest on najlepszym skoczkiem na świecie, ale w Polsce cieszy się ogromną popularnością. Jego profil na Facebooku śledzi ponad milion osób.

Piotr jest już w tym sporcie bardzo długo, może brakuje mu tak spektakularnych sukcesów, jakie odnosił chociażby Stoch, ale to świetny facet i jeśli tak wielu osobom podobają się jego wypowiedzi i posty, to super.

Co pan sądzi o zmianie systemu kwalifikacji, którą wprowadzono przed tym sezonem? Teraz czołowa dziesiątka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata nie ma już zapewnionego miejsca w konkursie.

Najlepsi zawodnicy z pewnością stracą pewną przewagę nad pozostałymi. Wcześniej mieli tak naprawdę cztery skoki treningowe przed zawodami, teraz będą mieli tylko dwa. Będą musieli ograniczyć testowanie pewnych rzeczy i szybciej nastawić się na rywalizację, rezygnacja z kwalifikacji na rzecz odpoczynku i zachowania sił nie wchodzi już w grę.

Czasem może się też zdarzyć tak, że ktoś z czołówki zepsuje skok i zabraknie go w konkursie. Nie wydaje mi się, żeby taka sytuacja czesto miała miejsce, ale to możliwe. Warunki są jednak takie same dla wszystkich, a najlepsi staną przed dodatkowym wyzwaniem.

Teraz trudno wyobrazić sobie, że jeszcze kilka lat temu nie dodawano i nie odejmowano punktów za wiatr. Może z tą zmianą będzie podobnie?

Pewnie, że może tak być. Kwalifikacje na pewno staną się ciekawsze dla widzów, bo dla każdego skoczka będą miały znaczenie. Najlepszych czeka dodatkowa praca, a oni i tak zawsze mają więcej do zrobienia. Wywiady, konferencje prasowe i tak dalej. Spędzają na skoczni więcej czasu, niż pozostali. A teraz dojdzie im jeszcze obowiązek uczestniczenia w kwalifikacjach. Myślę jednak, że wszyscy się do tego przyzwyczają, a kibice dostaną dzięki tej zmianie dodatkowe emocje.

Wspomnijmy raz jeszcze Simona Ammanna. W 2010 roku w Vancouver zdobył dwa złote medale olimpijskie między innymi dlatego, że korzystał z nowego rodzaju wiązań, które potem zaczęli stosować wszyscy. Jak pan myśli, czy w olimpijskim sezonie wyścig technologiczny znów będzie szczególnie widoczny?

W pewnym stopniu jest to ograniczone przez FIS i jego regulacje. Są precyzyjne przepisy które mówią o tym, co wolno robić, a czego nie. Każdy będzie próbował wprowadzać jakieś innowacje, pracować nad kombinezonami, wiązaniami czy butami. Jednak nie na wszystkie rozwiązania FIS się zgodzi. Pamiętam jak na Salt Lake City mieliśmy przygotowane nowe kaski i kombinezony, ale nie zostały one dopuszczone i skakaliśmy w starym, normalnym sprzęcie. Rok pracy poszedł na marne przez jedną decyzję. Simon miał więcej szczęścia przed Vancouver, teraz już każdy używa takich wiązań, jakie on wtedy wprowadził. Jestem pewien, że każda ekipa stara się zdobyć technologiczną przewagę, ale koniec końców trzeba mieć tu jeszcze trochę szczęścia.

Kiedy pana zdaniem będzie można wskazać faworytów Igrzysk Olimpijskich?

Uff. Tak jak mówiłem wcześniej, bardzo ważny będzie dobry początek sezonu, nabranie pewności siebie. Pierwsze oznaki tego, kto powinien się liczyć, dostaniemy w Wiśle. Później ważny będzie Turniej Czterech Skoczni, z nim jest jednak taki problem, że pokazuje się w nim bardzo wysoką formę, to trudno utrzymać ją aż do igrzysk. Myślę jednak, że na przełomie roku będziemy w stanie wskazać pięciu głównych faworytów.

A czy teraz jest pan w stanie podać te pięć nazwisk?

Teraz? Myślę, że jest to łatwiejsze w przypadku normalnej skoczni. A zatem Dawid Kubacki, Andreas Wellinger, Stefan Kraft, Gregor Schlierenzauer, który według mnie po wyleczeniu kontuzji zdoła dojść do wysokiej formy. I jeszcze piąty skoczek. Cóż, trudna sprawa, jest sporo kandydatów. To może być Michael Hayboeck, Daniel Andre Tande, Maciej Kot albo Kamil Stoch. Miało być pięć nazwisko, a podałem ich nawet więcej.

Transmisje ze wszystkich konkursów skoków narciarskich w sezonie 2017/2018 wraz z kwalifikacjami, w tym także w trakcie igrzysk olimpijskich w Pjongczang, tylko w Eurosporcie.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Ile medali zdobędą polscy skoczkowie na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczang?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×