Kamil Stoch ma wielką szansę nie tylko na zwycięstwo po raz drugi z rzędu w Turnieju Czterech Skoczni, co samo w sobie byłoby niezwykłym osiągnięciem. Po dwóch wygranych w Oberstdorfie i w Garmisch-Partenkirchen nasz zawodnik stoi przed szansą na wyrównanie wybitnego dokonania Svena Hannawalda.
W 2002 roku to Niemiec jako jedyny w historii turnieju wygrał wszystkie cztery konkursy tej imprezy. Osiągnięcie słynnego rywala Adama Małysza do dziś budzi podziw i jest przypominane przy każdej edycji TCS.
Stoch nie chce wypowiadać się na temat dorównania Niemcowi, jednak Hannawald zabrał głos na temat polskiego skoczka. Były znakomity zawodnik wyznał szczerze, że nie chciałby, by Polak mu dorównał.
- Nie życzę mu tego, bo chciałbym pozostać tym jedynym. Ale jeśli mu się uda, będę pierwszym, który wybiegnie z kabiny komentatorskiej i mu pogratuluje, bo wiem, co teraz czuje i z jaką presją musi się zmagać - powiedział Hannawald i dodał, że nie zazdrości młodszemu koledze.
- Wiem, co się dzieje w jego głowie i mu nie zazdroszczę. W tej chwili nie chodzi już o sam Turniej Czterech Skoczni, a o coś więcej. Z drugiej strony każdemu, kto go pokona, stawiam piwo. Ale różnica między nim a Richardem Freitagiem wynosi 11,8 pkt, wszystko się może jeszcze zdarzyć - zapowiedział.
Według niego, najtrudniejszy konkurs Stocha nie czeka w czwartek w Innsbrucku. Największe presja pojawi się, gdy tam wygra. - Wtedy presja jest tak duża, że człowiek nie jest w stanie w nocy spać - przypomniał medalista olimpijski i mistrz świata.
Hannawald docenił także człowieka, dzięki któremu Stoch wrócił do wielkiej formy. - To, co Stefan Horngacher zrobił przez rok z reprezentacją Polski, to majstersztyk. Trzeba jednak pamiętać nie tylko o nim, ale o całym teamie, który stworzył. Jako trener odpowiada za wszystko - podsumował.
ZOBACZ WIDEO: "Rywalizacja Stocha z Kraftem napędziła oglądalność, walka na miarę Małysza ze Schmittem i Hannawaldem"