Dla pełnej jasności - wypowiedź była merytoryczna i na pewno nie miała na celu poirytowania lidera niemiecko-austriackiego turnieju. Jednak słowa były jednoznaczne. - Stoch jest bardziej stabilny, w czasie turnieju wskoczył w swego rodzaju trans. Richard jest wystarczająco silny, aby pokonać Stocha. Dlatego nie wierzę, że Polak wygra wszystkie cztery konkursy - powiedział były austriacki skoczek narciarski, a obecnie komentator stacji ZDF.
Freitag w Innsbrucku upadł przy lądowaniu i w ten sposób zwycięstwo Polaka było znacznie łatwiejsze. Jednak jeśli ktoś powie, że Stoch wygrał tylko dlatego, to będzie w dużym błędzie. W pierwszym konkursie nasz reprezentant zwyciężył z Niemcem różnicą 4,2 punktu. W drugim - 7,6. Teraz Freitag nie wystartował w finałowej serii, ale różnica między podopiecznym Stefana Horngachera a drugim - tym razem Danielem Andre Tande - wyniosła, bagatela, 14,5 punktu! Różnice między Niemcem, a trzecim zawodnikiem, w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen, nie były aż tak widoczne.
Stoch więc nie tylko nie słabnie, ale wręcz od samego początku zaznacza ogromną przewagę nad resztą stawki. Niezależnie od tego, kto był na drugim miejscu i niezależnie od tego, jaka panowała pogoda. Innauer miał rację mówiąc o "transie" Stocha. Nie docenił jednak jego siły. Triumfy nie miały bowiem niczego wspólnego z przypadkiem.
Sven Hannawald niedawno udzielił wywiadu Polskiej Agencji Prasowej. Na pytanie, czy Stoch dołączy do byłej gwiazdy skoków i wygra wszystkie cztery konkursy, odpowiedział: - Nie życzę mu tego, bo chciałbym pozostać tym jedynym. Ale jeśli mu się uda, będę pierwszym, który wybiegnie z kabiny komentatorskiej i mu pogratuluję, bo wiem, co teraz czuje i z jaką presją musi się zmagać. Wiem, co się dzieje w jego głowie i mu nie zazdroszczę. W tej chwili nie chodzi już o sam Turniej Czterech Skoczni, a o coś więcej. Z drugiej strony każdemu, kto go pokona, stawiam piwo.
Oczywiście skoki są dyscypliną mocno nieprzewidywalną, ale brak zwycięstwa Stocha w czwartym konkursie, byłby, moim zdaniem, swego rodzaju niespodzianką. Szczególnie w takiej formie i we wciąż wzmagającym się "transie". A więc Sven - pieniądze oszczędzisz, ale biegi z kabiny komentatorskiej ćwiczyłbym już dziś. Tak na wszelki wypadek.
PS. Miejmy nadzieję, że stan zdrowia Richarda Freitaga szybko się poprawi i już niebawem wróci na skocznię. Rywalizacja bez niego nie smakuje tak samo.
ZOBACZ WIDEO: Polacy zdominowali poprzedni TCS. "Żyła krzyczał i był oszołomiony. Buzowały w nim niesamowite emocje"