Stefan Horngacher obwinia jury o upadek Freitaga. "Pracowali fatalnie"

East News / Mateusz Jagielski / Na zdjęciu Stefan Horngacher, który od 2016 roku jest szkoleniowcem pierwszej reprezentacji Polski w skokach narciarskich
East News / Mateusz Jagielski / Na zdjęciu Stefan Horngacher, który od 2016 roku jest szkoleniowcem pierwszej reprezentacji Polski w skokach narciarskich

- Jury pracowało fatalnie. Nie chronili najlepszych i wydarzył się wypadek. Bardzo mi szkoda tej sytuacji, bo chcieliśmy walczyć z Richardem Freitagiem aż do Bischofshofen - powiedział po zawodach w Innsbrucku Stefan Horngacher.

W czwartkowych zawodach na Bergisel Stoch wygrał trzeci konkurs z rzędu i po triumf w 66. Turnieju Czterech Skoczni idzie jak po swoje. Jego końcowe zwycięstwo jest już niemal pewne - nad drugim w klasyfikacji generalnej Andreasem Wellingerem ma 64,5 punktu przewagi.

W Innsbrucku z gry wypadł główny konkurent naszego lidera do zwycięstwa - Freitag w pierwszej serii skoczył bardzo daleko, ale upadł przy lądowaniu, mocno się poobijał i choć awansował do drugiej serii, nie wystartował w niej.

Horngacher bardzo żałuje, że coś takiego przydarzyło się niemieckiemu zawodnikowi. Obwinia za to jury zawodów. - Pracowali fatalnie. Zresztą tak samo było w trakcie kwalifikacji, ja i trener Niemców Werner Schuster sami ustalaliśmy belkę dla naszych zawodników. A to nie jest przecież nasze zadanie. Niestety jury nie chroniło najlepszych i wydarzył się wypadek. Mam nadzieję, że nic groźnego się nie wydarzyło. Bardzo mi szkoda tej sytuacji, bo chcieliśmy walczyć z Freitagiem aż do Bischofshofen - powiedział trener polskiej kadry skoczków.

Kto wie, czy austriacki szkoleniowiec nie uchronił Stocha od upadku obniżając dla niego belkę z 7. do 6. - Widziałem, że Richard skoczył dużo za daleko. Zrobiło się niebezpiecznie. Widziałem, że rozbieg jest za długi, więc zdecydowałem się na bezpieczny wariant i zaryzykowałem skrócenie rozbiegu. A jako trener przy obecnych zasadach możesz na tym tylko przegrać, poza tym ustalanie belki to zadanie jury - tłumaczył.

- Nie bałem się może przed skokiem Kamila, jednak dla trenera decyzja o skróceniu rozbiegu zawsze jest bardzo trudna. A co by było, gdyby nagle zmienił się wiatr? Kamil skoczyłby na przykład 122 metry i wszyscy by mnie pytali, co ja najlepszego zrobiłem. Odpowiedzialność za takie decyzje powinno brać na siebie jury - krytykował Horngacher.

Trener Polaków nie uważa, żeby Stoch skakał teraz w innej lidze, niż wszyscy pozostali zawodnicy. - Może jest trochę lepszy, ale gdyby Freitag nie upadł, walka o zwycięstwo w konkursie byłaby pewnie wyrównana. Oni dwaj skaczą teraz na podobnym poziomie - podkreślił.

Horngacher mówił też, że Polacy wciąż mają problemy z prędkością na progu i pod tym względem ustępują Niemcom i Norwegom. - Oni mają centra technologiczne, których nam brakuje. Postaramy się jednak jeszcze poprawić ten aspekt przed igrzyskami olimpijskimi.

Choć zwycięstwo w 66. TCS Stoch ma już praktycznie w kieszeni, trener naszych skoczków podkreśla, że trzeba pozostać skupionym i nie wolno myśleć, że losy turnieju są już rozstrzygnięte.

ZOBACZ WIDEO: Polacy zdominowali poprzedni TCS. "Żyła krzyczał i był oszołomiony. Buzowały w nim niesamowite emocje"

Źródło artykułu: