Szymon Łożyński: Apel do niemieckich kibiców skoków. Przegrywać też trzeba umieć (komentarz)

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Kibice z Niemiec nie potrafią pogodzić się z myślą, że to Kamil Stoch wygrał 66. Turniej Czterech Skoczni, a do tego doścignął ich legendę, Svena Hannawalda. To jedyne wytłumaczenie absurdalnych teorii o spisku związanym ze Stochem i Kubackim.

Wróćmy do wydarzeń, które miały miejsce na skoczni w Bischofshofen. Na półmetku finałowego konkursu 66. Turnieju Czterech Skoczni prowadził Kamil Stoch tuż przed Dawidem Kubackim. Dla nowotarżanina, po świetnej próbie na 132. metr, otworzyła się realna szansa na najniższy stopień podium w całych zawodach.

Z 16 punktów straty do trzeciego wówczas w turnieju Junshiro Kobayashiego Polak odrobił aż 12,4 "oczka". Wydawało się, że to właśnie między nimi rozstrzygnie się walka o najniższy stopień podium zawodów. Tymczasem w finałowej serii do tej rywalizacji włączył się jeszcze Anders Fannemel. Przed zmaganiami w Bischofshofen Norweg do Kubackiego tracił 0,8 punktu. Po pierwszej serii finałowych zmagań strata urosła do 3,3 "oczka".

W drugiej kolejce Fannemel uzyskał jednak aż 139 metrów. Już po jego próbie było wiadomo, że w turnieju będzie lepszy od Kobayashiego, a realnie może zagrozić także Kubackiemu. Aby Polak pokonał Norwega w klasyfikacji generalnej, musiał skoczyć około 138 metrów. Przy dużym stresie ta odległość mogła być poza zasięgiem naszego reprezentanta.

W związku z tym Stefan Horngacher, szkoleniowiec Biało-Czerwonych, podjął przed próbą swojego podopiecznego jedyną słuszną decyzję. Obniżył Kubackiemu belkę z nr 12 do nr 11. Wówczas 27-latkowi do wyprzedzenia rywala wystarczyło około 135-136 metrów. Taką odległość Kubacki potrafił już uzyskać chociażby w piątkowych kwalifikacjach. Dawid nie wytrzymał jednak presji. Oddał niezły skok, ale 127,5 metra to było za mało, by wywalczyć podium w turnieju. Ostatecznie w Bischofshofen zajął 9. miejsce, a w całych zawodach 6. lokatę.

ZOBACZ WIDEO Łukasz Kadziewicz o Kamilu Stochu: Tak powinien wyglądać wielki sportowiec w XXI wieku

- Dla Dawida takie zagranie było jedyną szansą na podium TCS. Spróbowałem ją wykorzystać i się nie udało, choć wcześniej wiele razy taki ruch, gdy ja wciskałem guzik, a inni nie, opłacał się nam. Dla Dawida nie miało znaczenia, czy będzie na czwartym, czy na szóstym miejscu. Liczyło się tylko to, by powalczyć o trzecie - tak trafnie wytłumaczył swoją decyzję sam Stefan Horngacher.

Tak właśnie, drodzy niemieccy kibice, zachowuje się szkoleniowiec, który myśli o wszystkich swoich podopiecznych, a nie tak jak sugerujecie o jednym. Sympatycy skoków zza naszej granicy zaczęli snuć teorie spiskowe, że Stefan Horngacher specjalni obniżył belkę Kubackiemu, by w Bischofshofen triumfował Kamil Stoch, a tym samym wyrównał niesamowity rekord sprzed 17 lat ich rodaka Svena Hannawalda.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że takie opinie pojawiły się dlatego, że nasi zachodni sąsiedzi po prostu nie potrafili pogodzić się tak naprawdę z podwójną porażką w skokach dla ich kraju. Po pierwsze Kamil Stoch triumfując w Bischofshofen doścignął Svena Hannawalda, co wydawało się jeszcze przed turniejem wręcz niemożliwe. Po drugie to Polak drugi raz z rzędu wygrał turniej, a przed rozpoczęciem zmagań Niemcy mieli dwóch murowanych faworytów do końcowego zwycięstwa, Richarda Freitaga i Andreasa Wellingera. Tymczasem pierwszy z wymienionych musiał wycofać się z rywalizacji po upadku w Innsbrucku. Z kolei Wellinger zajął 2. miejsce w 66. TCS, ale do Stocha stracił aż 69,6 punktu.

To rzeczywiście mogło niemieckich kibiców zaboleć, ale nie usprawiedliwia ich absurdalnych teorii. Przegrywać też trzeba umieć i tej cechy tym razem naszym zachodnim sąsiadom zabrakło.

Pamiętajmy też, o czym mówił sam Stefan Horngacher, w sobotę taktyka z obniżeniem belki dla Dawida Kubackiego nie zdała egzaminu, ale wcześniej niejednokrotnie się sprawdzała. Chociażby w Innsbrucku austriacki trener podjął świetną decyzję, gdy obniżył belkę Kamilowi Stochowi. Takiej reakcji zabrakło wówczas u Wernera Schustera, trenera Niemców, przed pierwszą próbą Richarda Freitaga. Może zatem niemieccy kibice bardziej powinni skupić się na szkoleniowcu swojej reprezentacji i przeanalizować jego zachowanie w Innsbrucku niż dyskutować o decyzji podjętej przez Stefana Horngachera.

Szymon Łożyński

Źródło artykułu: