W Planicy na koniec sezonu 2017/2018 Apoloniusz Tajner najprawdopodobniej ogłosi, że przez kolejnych kilka lat głównym szkoleniowcem polskiej reprezentacji w skokach narciarskich będzie Stefan Horngacher. Żeby Austriak zdecydował się pozostać nad Wisłą, związek musiał spełnić kilka oczekiwań świetnego trenera.
Horngacher doskonale zdaje sobie sprawę, że Biało-Czerwoni, by pozostać na szczycie, muszą zainwestować. I wcale nie myśli tutaj o wysokości swojego kontraktu, który zapewne wzrośnie (i bardzo dobrze, bo Austriak na to zasłużył). Środki, które wyłożą sponsorzy, muszą zostać przede wszystkim wydane na rozwój technologiczny polskich skoków. I właśnie tego wymaga szkoleniowiec kadry.
W przygotowaniu fizycznym zawodników nie da się wiele zmienić. Najprawdopodobniej Polacy przed kolejnymi sezonami będą pracować ponownie tak wcześnie i ciężko jak ostatnio oraz według podobnych metod. Tak samo jest z innymi najmocniejszymi reprezentacjami. Klucz do sukcesu leży zatem w technologii. Skoki narciarskie zaczynają przypominać wyścig zbrojeń doskonale znany z Formuły 1.
Żeby liczyć się w tej dyscyplinie, trzeba mieć kombinezony z najlepszych materiałów, cały czas wprowadzać nowinki do sprzętu (wiązań, nart, butów czy kasków). Doskonale pamiętamy jak w sezonie 2016/2017 furorę robiły czekoladowe kombinezony Biało-Czerwonych. W bieżącej edycji Pucharu Świata Polacy nadal mają świetny sprzęt, ale nie da się ukryć, że wojnę technologiczną tym razem wygrali Norwegowie, którzy zwłaszcza w pierwszej części sezonu górowali w ulepszaniu kombinezonów skoczków.
ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła. Gitarzysta, który sprzedaje czapki
Z roku na rok skoczkowie poddawani są także coraz większym obciążeniom startowym. Kalendarze zawodów rozbudowane są do granic możliwości. To powoduje, że ich poziom zmęczenia i przygotowanie fizyczne musi być na bieżąco monitorowane za pomocą specjalnych maszyn. Późniejsze wyniki analizowane są przez naukowców. Z kolei o sprzęt musi dbać kilka osób, nie tylko trener główny. Sztab szkoleniowy jest zatem rozbudowany, a to niesie za sobą dodatkowe koszta.
Tak wygląda właśnie praca w najmocniejszych reprezentacjach w skokach, czyli w Norwegii, Niemczech, Austrii i Polsce. Problemy z formą naszej kadry B pokazują jednak, że nad Wisłą nie wszystko funkcjonuje jeszcze idealnie. I właśnie dlatego Stefan Horngacher chce wzrostu nakładów finansowych na kadrę. Za tym ma pójść szersza współpraca z naukowcami, jak chociażby z doktorem Heraldem Pernitschem. Być może uda się także zakupić dodatkowe maszyny, które będą mogły monitorować przygotowanie fizyczne zawodników z kadry B oraz zapewnić im dostęp do najlepszego sprzętu.
Niejednokrotnie pisaliśmy już tym, że brak mocnego zaplecza polskich skoków prędzej czy później może negatywnie odbić się na wynikach pierwszej reprezentacji. Dlatego cieszyć może fakt, że trener Horngacher chce rozszerzyć swoją pracę i m. in. dzięki większym nakładom na technologię pomóc także kadrze B, która jest w dużym kryzysie.
Jeśli uda się odbudować zaplecze polskich skoków i utrzymać wysoki poziom głównej reprezentacji, Polska w kolejnych latach nadal może być na salonach tej dyscypliny, a nawet stworzyć potęgę, której najlepsi będą obawiali się co sezon.
....... gdyby trenerem byl np. szympans z opolskiego zoo wyniki bylyby podobne.
tak jak kiedys do niedawna w hiszpanskiej pilce ...