Austriak zdecydował się opowiedzieć o swoich rozterkach. W rozmowie z portalem "Noe.orf.at" podkreślał, że próbował wrócić do sportu, ale strach okazał się silniejszy: - Zanim podjąłem decyzję, długo nad nią rozmyślałem. Po upadku stwierdziłem, że trzeci raz to zdecydowanie za dużo. Potem chciałem kontynuować karierę, ale cały czas myślałem o kontuzjach i upadkach - wyjaśnia Thomas Diethart.
26-latek był jednym z największych pechowców w światowych skokach. Trzy razy poważnie poobijał się na zeskoku. Mocno ucierpiał w lutym 2016, gdy podczas Pucharu Kontynentalnego w Brotterode poranił sobie twarz, doznał stłuczenia płuc i nerek. 1,5 roku później w Ramsau poniósł kolejny uszczerbek na zdrowiu - po upadku stracił przytomność, w szpitalu rozpoznano wstrząśnienie mózgu i kolejne stłuczenie płuc. Od tego czasu Austriak nie wrócił do rywalizacji.
- Moim celem nie było to, by siadać na belce bez strachu. Wciąż chciałem wygrywać. Potrzebowałbym mnóstwo czasu, by wrócić na szczyt. Jestem jednak szczęśliwy, że podjąłem w końcu decyzję. Czuję ulgę. Ciągłe wahanie kosztowało mnie mnóstwo energii - twierdzi.
Diethart ma już plany na kolejne lata. Nie zamierza całkowicie rozstawać się ze skokami, zapowiada, że zajmie się pracą szkoleniową.
Austriak błysnął w sezonie 2013/2014. Wystrzelił z formą na Turnieju Czterech Skoczni, wygrał zawody w Garmisch-Partenkirchen i Bischofshofen. Stanął jeszcze na drugim olimpijskim podium w konkursie drużynowym w Soczi. W kolejnych sezonach popadł w przeciętność, a gdy próbował wrócić do rywalizacji, jego starania niweczyły upadki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niesamowity lot Dawida Kubackiego. Zakręci ci się w głowie!