PŚ: zachowanie Czecha przeszło bez echa. Tymczasem mógł poczekać na nieco lepsze warunki

Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski
Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski

Inauguracja Pucharu Świata w Wiśle przeszła do historii. Głośno dyskutowano o dobrej formie Polaków, trudnym zeskoku czy znakomitej dyspozycji Klimowa. Bez echa przeszło natomiast zachowanie Borka Sedlaka, który zapala zielone światło skoczkom.

Przypomnijmy, że przed sezonem 2016/2017 Czech zastąpił na stanowisku wicedyrektora Pucharu Świata w skokach narciarskich Mirana Tepesa. Czech, tak samo jak wcześniej Słoweniec, odpowiada podczas zawodów za zapalanie świateł zawodnikom oczekującym na swój skok na belce startowej.

Żółte światło oznacza, że skoczek może wejść na belkę startową. Zielone światło zapalone przez Sedlaka jest sygnałem dla skoczka, iż ma 10 sekund na rozpoczęcie skoku. Z kolei czerwona lampka oznacza, że musi opuścić belkę. Borek Sedlak ma przed sobą wiele czujników wiatru i ustalony przed zawodami korytarz powietrzny. Tylko jeśli wiatr mieści się w korytarzu (a to oznacza, iż jest bezpieczny dla skoczka), wicedyrektor Pucharu Świata może zapalić zielone światło.

Taka procedura nie oznacza jednak, że do pracy Czecha nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Zachowanie naszego południowego sąsiada w drugiej serii konkursu drużynowego mogło nie spodobać się niektórym kibicom gospodarzy.

Nawiązujemy do skoków trzeciej grupy, w której nasz kraj reprezentował Dawid Kubacki. Gdy nowotarżanin zasiadł na belkę startową, grafika telewizyjne dobitnie pokazywała, że z sekundy na sekundę wiatr w plecy wzmaga się. Owszem był w dopuszczalnym korytarzu, ale przy niskiej belce warunki i tak były bardzo trudne. Borek Sedlak nie poczekał jednak nieco dłużej. Skoro wiatr mieścił się w korytarzu, zapalił zielone światło Polakowi.

ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: Wiem, że stać mnie na miejsca w "10"

Tak naprawdę podopieczny Stefana Horngachera był jednak skazany na porażkę. Już po wyjściu z progu, mimo dobrze wykonanego tego elementu, widać było że walczy z przyciągającym go do zeskoku wiatrem. Ostatecznie wylądował zaledwie na 114. metrze i 50. centymetrze. Skaczący chwilę po nim Niemiec Stephan Leyhe nie miał już tak złych warunków i spokojnie skoczył kilka metrów dalej. Co prawda ostatecznie i tak to Biało-Czerwoni wygrali konkurs drużynowy, ale zachowanie Borka Sedlaka mogło nie spodobać się niektórym, mimo że oczywiście nie popełnił żadnego błędu.

Jako były skoczek Czech powinien mieć jednak większe wyczucie. Sam doskonale wie, że czasami to, iż wiatr mieści się w korytarzu, nie oznacza dobrych warunków dla skoczka. Tym bardziej, że przez większą część konkursu drużynowego wiatr na skoczni w Wiśle był stabilny. Nie stałoby się zatem nic wielkiego, gdyby Sedlak zapalił na chwilę czerwone światło Kubackiemu i dopiero po chwili - gdy mocniejszy wiatr w plecy ucichnie - "zaprosił" Polaka ponownie na belkę.

A tak niesmak wśród niektórych kibiców mógł pozostać. Wielu liczyło przecież na to, że po odejściu Mirana Tepesa, który w Polsce był często krytykowany, Czech będzie lepiej prowadził zawody. Owszem w wielu konkursach tak jest, ale tym razem w Wiśle naszemu południowemu sąsiadowi zabrakło nieco wyczucia.

Jego zachowanie przeszło bez większego echa, ponieważ Kamil Stoch fenomenalną finałową próbą i tak zapewnił Polsce zwycięstwo. Gdyby tak się nie stało, to o skoku Kubackiego i warunkach towarzyszących jego próbie z pewnością mówiłoby się więcej.

Źródło artykułu: