Niedawni dominatorzy zamykają stawkę, są w kropce i nie wiedzą, co dalej począć. Tyczy się to zwłaszcza Simona Ammanna i Gregora Schlierenzauera. Niestrudzony 46-letni Noriaki Kasai z rozbrajającą szczerością oświadczył w rozmowie ze skijumping.pl, że może jeszcze poskakać przez... 10 lat.
Japończyk to akurat ewenement, mentor nie tylko we własnej kadrze. Niedawno stuknęło mu trzydziestolecie występów w Pucharze Świata! Większości z jego konkurentów nie było nawet na świecie. Kasai wciąż czerpie radość ze skoków, wszyscy rywale wypowiadają się o nim z ogromnym szacunkiem, ale niestety bliżej mu ostatnio do roli maskotki niż do poważnego zawodnika.
Weteran jeszcze po 40. urodzinach utrzymywał się w ścisłej czołówce, zdobył przecież olimpijskie srebro w Soczi w 2014 roku, ostatni raz na podium wdrapał się w marcu 2017 roku. Od sezonu 2017/18 znalazł się na równi pochyłej, stać było go co najwyżej na pojedynczy wyskok. Jesienią 2018 roku zaczął wyraźnie odstawać, w Wiśle nie wszedł do konkursu, dopiero w szóstej próbie zdobył punkt w Pucharze Świata. Japończyk niespecjalnie przejmuje się nieudanym startem, nie ma zamiaru żegnać się z rywalizacją.
ZOBACZ WIDEO Rok 2018 w skokach: najlepszy sezon Stefana Huli. "Rozczarowanie i... wielki sukces"
Co innego Ammann. Szwajcar jest wielce rozczarowany swoją dyspozycją. Czterokrotny mistrz olimpijski zastanawiał się nad odstawieniem nart w kąt, ale przed sezonem 2018/19 37-latek stwierdził, że wciąż ma motywację do skakania. Po jesieni entuzjazm jakby przygasł. Dalekie miejsca w Wiśle i Kuusamo, rezygnacja z wyjazdu do Niżnego Tagiła, szykowanie formy w Lillehammer, zapowiedzi o ataku na czołówkę i... znowu klapa. Przed własnymi kibicami był 45. i 29, dopiero w połowie grudnia zdobył pierwsze punkty. - Dziękuję widzom za cierpliwość - skwitował Ammann, który zdecydowanie przegrywa z kolegą z kadry, Killianem Peierem.
Był wyraźnie podłamany niepowodzeniem, bo nie pomogły mu nawet innowacyjne buty. Szwajcarscy trenerzy powątpiewają w sens uczestnictwa w ruszającym pod koniec grudnia Turnieju Czterech Skoczni. Prawdopodobnie decyzja zapadnie po "drugoligowym" Pucharze Kontynentalnym w Engelbergu, zaplanowanym 27 i 28 grudnia.
Ammann może spotkać tam kolejnego z wielkich, Gregora Schlierenzauera. Austriakowi daleko do weterana pod względem wieku, ale rywalizuje z najlepszymi od 14 sezonów. Cztery ostatnie lata to jednak pasmo niepowodzeń i nieszczęść. Rekordowe 53 pucharowe triumfy stały się tylko wspomnieniem, 28-latek nie wygrał od grudnia 2014 roku.
Pasmo sukcesów nasyciło Austriaka, stopniowo tracił zapał, na początku 2016 roku poczuł się "wypalony" i zawiesił karierę. Po roku wznowił treningi, jednak popadł w przeciętność, ani razu nie zbliżył się do podium, za to m.in. zawalił Austriakom konkurs drużynowy na igrzyskach w Pjongczangu. W międzyczasie borykał się z urazami kolana, które wstrzymywały go w najlepszym wypadku na kilka tygodni.
Schlierenzauera przygniata też presja, bo kibice są głodni sukcesów. Na razie były mistrz świata zawodzi, wszedł do punktowanej "trzydziestki" jedynie w loteryjnym, jednoseryjnym konkursie w Kuusamo (12. miejsce). Nie zamierzał dalej się męczyć, odpuścił zmagania w Engelbergu i wrócił do Innsbrucka. - Dużą rolę odgrywa tutaj głowa, potrzebuje trochę spokoju i wyciszenia, z dala od PŚ - zdradził trener Florian Liegl.
Weryfikacją będzie zapewne Puchar Kontynentalny, choć jak zapewnia szkoleniowiec w rozmowie z "Tiroler Tageszeitung" istnieje mała szansa, by Schlierenazauer wrócił na międzynarodowe areny już podczas Turnieju Czterech Skoczni.