To świetne osiągnięcie Biało-Czerwonych zapoczątkował Józef Przybyła. W 1964 roku po niezłych konkursach w Oberstdorfie (6. lokata) i Garmisch-Partenkirchen (3. pozycja) Polak zachwycił świat w austriackiej części zawodów. Najpierw w Innsbrucku również zajął 3. miejsce, ale pierwszym skokiem ustanowił ówczesny rekord Bergisel (95,5 metra).
W Bischofshofen Przybyła poleciał jeszcze dalej. Uzyskał równe 100 metrów (rekord obiektu) i objął prowadzenie w całych zawodach. Nie zdołał go jednak utrzymać, ponieważ w finale wylądował na 90. metrze i upadł. Ostatecznie w konkursie zajął 41. pozycję i w całym turnieju 7. lokatę.
Po 37 latach w Turnieju Czterech Skoczni znów świat zachwycał reprezentant Polski. Tym razem mowa o Adamie Małyszu. W 2000 roku, podczas finałowej serii konkursu w Oberstdorfie, "Orzeł z Wisły" uzyskał aż 132,5 metra. Był to nowy rekord Schattenbergschanze. Co ciekawe, z rekordu Polak nie nacieszył się jednak zbyt długo, ponieważ chwilę później ten wynik o pół metra poprawił Martin Schmitt.
Dwa dni później w Garmisch-Partenkirchen Małysz znów popisał się rekordem skoczni. Tym razem na starym obiekcie w tej miejscowości (punkt K-115), w drugiej serii, podopieczny Apoloniusza Tajnera uzyskał aż 129,5 metra. To była niebotyczna odległość jak na tamtą skocznię. Przez kolejne lata, aż do momentu jej wyburzenia i postawienia nowej Neue Große Olympiaschanze, nikt nie był w stanie przebić odległości Małysza. Mimo to tamtego konkursu Polak nie wygrał (był trzeci).
Później w austriackiej części turnieju rywale przegrali z Małyszem z kretesem. Późniejszy czterokrotny mistrz świata wygrał w Innsbrucku oraz w Bischofshofen i został pierwszym Polakiem, który uniósł w górę Złotego Orła. Na starej Bergisel Małysz także ustanowił rekord obiektu. Nie zrobił tego jednak w konkursie, a w kwalifikacjach, lądując na 120,5 metra.
Przez kolejne 18 lat Biało-Czerwoni nie poprawiali rekordów skoczni, które są arenami Turnieju Czterech Skoczni. Nie potrafił tego dokonać nawet sam Kamil Stoch, który w świetnym stylu wygrał 65. i 66. edycję niemiecko-austriackich zmagań. W końcu zrobił to jednak Dawid Kubacki. W niedzielnych kwalifikacjach w Bischofshofen do finałowego konkursu 67. TCS nowotarżanin świetnie wykorzystał wiatr pod narty. Doleciał aż do 145. metra i o 50 centymetrów poprawił rekord skoczni należący do Andreasa Wellingera.
Co prawda po słabszym występie w Innsbrucku Kubacki nie walczy już o zwycięstwo czy podium w całych zawodach, ale jego niedzielna próba i tak zapisała się na kartach historii polskich skoków narciarskich.
ZOBACZ WIDEO: Śnieżny armagedon storpedował skoki w Bischofshofen. Zobacz relację reportera WP SportoweFakty