Odbudował wielkiego mistrza i trzech kolejnych skoczków wprowadził na salony. Horngacher jest nie do zastąpienia

Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Stefan Horngacher
Newspix / Tomasz Markowski / Na zdjęciu: Stefan Horngacher

Przywrócił blask Kamilowi Stochowi. Macieja Kota i Dawida Kubackiego nauczył skakać świetnie nie tylko latem. Potrafił przekonać Piotra Żyłę do koniecznej zmiany w pozycji najazdowej. Nie ma wątpliwości, Stefan Horngacher jest nie do zastąpienia.

Gdy wiosną 2016 roku ogłoszono, że to właśnie Austriak poprowadzi Biało-Czerwonych, nad Wisłą nie było "wow". Co prawda Stefana Horngachera wychwalał bardzo Adam Małysz czy sami skoczkowie, ale polscy kibice liczyli na nazwisko z absolutnego topu, jak Alexander Pointner czy Mika Kojonkoski.

Z perspektywy czasu wiemy jednak, że wybór Austriaka był przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Praca, jaką z Polakami wykonał Horngacher, i jej efekty zdecydowanie przekraczają oczekiwania, jakie miała opinia publiczna na początku jego pracy.

Odbudowa mistrza

Jednym z pierwszych zadań, jakie miał do wykonania 49-letni szkoleniowiec, była odbudowa formy Kamila Stocha. Po wywalczeniu dwóch złotych medali na igrzyskach olimpijskich w Soczi i wygraniu klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, dwa kolejne sezony były dla skoczka z Zębu nieudane. Frustracja u Stocha rosła, ale Austriak szybko ją zatrzymał.

Na efekty współpracy mistrza świata z nowym trenerem nie trzeba było długo czekać. Już pierwszy zimowy sezon przyniósł wielki sukces. Stoch nigdy nie skakał wybitnie na Turnieju Czterech Skoczni. Tymczasem za kadencji Horngachera, od razu w pierwszym sezonie, Polak okazał się najlepszy w całych niemiecko-austriackich zawodach. Co prawda później Stoch minimalnie przegrał walkę ze Stefanem Kraftem o Kryształową Kulę, ale i tak sezon 2016/2017 należało zapisać mu po stronie plusów.

Kolejna zima był już popisem skoczka z Zębu. Wygrał niemal wszystko co było do wygrania. Drugi raz z rzędu okazał się najlepszy w Turnieju Czterech Skoczni, ale tym razem tak jak Sven Hannawald i Ryoyu Kobayashi triumfował we wszystkich czterech konkursach. Na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu obronił tytuł mistrza olimpijskiego. Wygrał Raw Air oraz miniturnieje Willingen Five i Planica Seven. Pewnie sięgnął po drugą w karierze Kryształową Kulę. Wywalczył srebro na mistrzostwach świata w lotach, a do pełni szczęścia zabrakło tylko medalu na normalnej skoczni w Pjongczangu.

W bieżącym sezonie Stoch nadal jest skoczkiem ze ścisłej czołówki. Co prawda tym razem nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni (6. miejsce), ale już pięć razy stał na podium indywidualnych konkursów Pucharu Świata i jest bardzo blisko swojej optymalnej formy. Rywale znów muszą się go bać.

Stał się czołowym skoczkiem świata, a nie tylko talentem

Oprócz Kamila Stocha w pierwszym sezonie pracy ze Stefanem Horngacherem największy postęp zrobił Maciej Kot. Przez wiele lat o skoczku z Limanowej mówiło się, że ma wielki talent. Potrafił potwierdzić to w letnim sezonie, ale brakowało sukcesów w Pucharze Świata.

Praca z Austriakiem także zaczęła się od triumfów Kota w Letnim Grand Prix. Tyle tylko, że kilka miesięcy po zwycięstwach w tym cyklu, przyszły także sukcesy w Pucharze Świata. Maciej Kot regularnie zajmował miejsca w dziesiątce cyklu, zgromadził prawie 1000 punktów do klasyfikacji generalnej, a przede wszystkim wygrał dwa konkursy PŚ (Sapporo i Pjongczang).

ZOBACZ WIDEO Puchar Ligi Angielskiej: Manchester City zdemolował Burton 9:0! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Co prawda utalentowany skoczek nie poszedł za ciosem i obecnie przeżywa kryzys swojej formy. Stefan Horngacher zapewnia jednak, że ma pomysł jak pomóc swojemu podopiecznemu. Po tylu sukcesach, jakie Austriak osiągnął z Biało-Czerwonymi, po prostu trzeba mu zaufać i czekać aż efekty "planu naprawczego" przyjdą.

Przekonał do zmian Piotra Żyłę

Zanim Horngacher objął polską kadrę, Piotr Żyła prezentował dziwną sylwetkę podczas dojazdu do progu skoczni. Zaraz po odepchnięciu się od belki startowej, wiślanin wykonywał garbik. Trenerzy oraz sam Adam Małysz przekonywali, że taka sylwetka do niczego dobrego nie prowadzi. Sam skoczek uparcie stawiał jednak na swoim i nie dawał się przekonać do zmian.

Żyła skapitulował dopiero jak w kadrze pojawił się Horngacher. Szkoleniowiec postawił sprawę jasno - albo zmiana pozycji najazdowej, albo pożegnanie z główną kadrą. Wiślanin wiedział, że Austriak nie rzuca słów na wiatr. Dlatego nie dyskutował i wrócił do normalnej pozycji dojazdowej. Kilka miesięcy później na pewno nie żałował swojej decyzji. W Lahti w 2017 roku został indywidualnie brązowym medalistą MŚ na skoczni dużej, a wcześniej zajął 2. miejsce w Turnieju Czterech Skoczni.

W kolejnym sezonie, z pewnością przez kłopoty rodzinne, nie mógł odnaleźć się. Skakał w kratkę, a na igrzyskach olimpijskich kompletnie zawiódł. Z pomocą Horngachera znów wrócił jednak do wielkiego skakania. Początek sezonu 2017/2018 miał piorunujący. Skakał regularnie jak jeszcze nigdy. Prawie nie schodził z pucharowego podium. Teraz co prawda jest nieco słabiej, ale nadal Żyła to skoczek z absolutnej światowej czołówki, który powinien odgrywać czołowe role na MŚ 2019.

Król lata pomału staje się królem zimy

Przez wiele lat kibice nie szczędzili Dawidowi Kubackiemu złośliwych uwag, typu: "mistrz letniego skakania" czy "król lata". Wynikało to z faktu, że nowotarżanin znakomicie skakał w Letnim Grand Prix, ale nie potrafił - za kadencji Łukasza Kruczka - przenieść tego na sezon zimowy.

Oczywiście zmieniło się to u 28-latka po przyjściu Stefana Horngachera. W przypadku nowotarżanina efekty pracy nie były jednak tak bardzo widoczne od razu. Co prawda już w pierwszym zimowym sezonie z Austriakiem Kubacki skakał lepiej w Pucharze Świata, ale nadal do indywidualnych miejsc na podium brakowało.

Wreszcie przyszedł Oberstdorf na koniec 2017 roku. W tym konkursie nowotarżanin wywalczył 3. pozycję i po raz pierwszy w swojej karierze stanął na podium PŚ po indywidualnych zmaganiach. W sezonie 2017/2018 jeszcze dwa razy cieszył się z lokat w najlepszej trójce (3. w Willingen i 2. w Lillehammer).

Prawdziwy wybuch formy w zimowym cyklu Kubacki przeżywa jednak na początku 2019 roku. W pięciu konkursach nowotarżanin tylko raz, w loteryjnych zmaganiach w Innsbrucku, nie stanął na podium. Raz był trzeci, dwa razy drugi i wreszcie, w niedzielę w Predazzo, odniósł swoje premierowe zwycięstwo w Pucharze Świata. Czekał na nie długo, ale warto było. 28-latek jest czwartym polskim skoczkiem, który po wodzą Horngachera stał się zawodnikiem absolutnego topu i co ważne wydaje się, że dopiero się rozkręca.

Sukcesy całej wymienionej czwórki pokazują najlepiej, jak znakomitą pracę wykonał Stefan Horngacher. Trudno w ogóle wyobrazić sobie przyszłość tej kadry bez Austriaka w roli pierwszego szkoleniowca. Dlatego należy już teraz mocno trzymać kciuki za działaczy PZN na czele z Adamem Małyszem i Apoloniuszem Tajnerem, by jak najszybciej przekonali 49-letniego trenera do przedłużenia kontraktu.

Źródło artykułu: