Słoweńskie skoki w kryzysie. Po dawnych wynikach nie ma ani śladu

Getty Images / Adam Pretty / Na zdjęciu: Peter Prevc
Getty Images / Adam Pretty / Na zdjęciu: Peter Prevc

W sezonie 2015/2016 Słoweńcy byli jedną z najmocniejszych ekip na świecie. Obecnie nawet ich dawny lider, Peter Prevc, jest cieniem samego siebie. Nie zanosi się, by podopieczni Gorazda Bertoncelja prędko wrócili na szczyt.

Finał Pucharu Świata w Planicy w 2016 roku był prawdziwym sportowym szaleństwem. Nieokiełznane masy słoweńskich kibiców, jakie zgromadziły się wtedy pod mamutem, zgotowały swoim rodakom przyprawiający o gęsią skórkę doping i atmosferę, którą pamięta się na długie lata.

Słoweńcy wreszcie mieli powody do ogromnej radości. W "generalce" z wielką przewagą punktową triumfował Peter Prevc. Skoczek do reszty zdominował zimowe zmagania, aż piętnastokrotnie wygrywając w zawodach indywidualnych. W dużej mierze to właśnie za jego sprawą cała drużyna zajęła drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów. Wprawdzie nie udało im się pokonać Norwegów, ale byli lepsi od takich potęg jak Austria czy Niemcy.

Wielka euforia Słoweńców nie trwała jednak długo. Z każdym kolejnym sezonem wyniki zawodników były coraz mizerniejsze, a kibicom na otarcie łez pozostały nieregularne wyskoki, jakie fundował na przykład Domen Prevc, młodszy brat Petera. Z czasem i te się jednak skończyły, a niespełna trzy lata po wspomnianym finale PŚ, zespół, który niegdyś triumfował w konkursach drużynowych, nawet w najmniejszym stopniu nie potrafi nawiązać do wyników osiąganych pod wodzą byłego już trenera Gorana Janusa.

Zarówno doświadczeni zawodnicy, jak i młodzi, obiecujący niegdyś skoczkowie, którzy dość regularnie plasowali się w finałowej "30" (lub nawet triumfowali w zawodach, jak chociażby Jurij Tepes), zostali oddelegowani do kadry B. Tym sposobem, Rok Justin czy Nejc Dezman, zamiast rywalizować z najlepszymi, startują w Pucharze Kontynentalnym.

ZOBACZ WIDEO Stefan Horngacher kolejnym trenerem niemieckich skoczków? Sven Hannawald zabrał głos

Oprócz Timiego Zajca, który w niedzielnym konkursie w Sapporo zajął drugie miejsce, w obecnym cyklu Pucharu Świata żaden z podopiecznych Gorazda Bertoncelja nie stanął jeszcze na podium. Najwyższymi lokatami były dwa czwarte miejsca, na jakich w fińskim Kuusamo uplasował się Domen Prevc. Dobra passa młodego Słoweńca nie trwała jednak zbyt długo. W trakcie Turnieju Czterech Skoczni, wraz ze swoim słynnym bratem, Peterem, zostali odesłani do domu. Powód? Kompletny brak formy i choćby przyzwoitych wyników.

Kryzys wspomnianego Petera Prevca to chyba największa bolączka Słoweńców. Niepokonany kiedyś skoczek nie potrafi powrócić do formy po zabiegach kostki, jakie przeszedł wiosną oraz latem w 2018 roku. Jego dyspozycja była tak słaba, że problemem było zakwalifikowanie się do serii finałowej. W jednym z konkursów stać go było na wyprzedzenie jedynie 6 zawodników o niewiele mówiących nazwiskach. Koniec końców, Prevc został oddelegowany do II ligi, czyli Pucharu Kontynentalnego.

Jedynym pocieszeniem w tej niełatwej dla Słoweńców sytuacji jest postawa 19-letniego Zajca, który prezentuje coraz lepszą formę. Obecnie jest on najstabilniejszym i najwyżej sklasyfikowanym słoweńskim skoczkiem w "generalce" Pucharu Świata - zajmuje 9. miejsce. Oprócz niego w pierwszej "30" znajduje się tylko dwóch kolegów z reprezentacji: Anze Lanisek oraz Domen Prevc. Na rywalizację z najlepszymi to jednak o wiele za mało.

Komentarze (0)