Sukcesy Biało-Czerwonych w Lahti rozpoczął Adam Małysz. Już w 1996 roku stanął tam na trzecim stopniu podium Pucharu Świata na skoczni normalnej. Pięć lat później, po wygraniu w świetnym stylu Turnieju Czterech Skoczni, Polak przyjechał do Finlandii jako jeden z głównych faworytów mistrzostw świata. Zmagania o medale rozpoczęły się na dużej skoczni.
Na Salpausselce K-116 Małysz stoczył zaciętą walkę o złoty medal. Ostatecznie nasz reprezentant musiał uznać wyższość swojego najgroźniejszego wówczas rywala Martina Schmitta. Niemiec był lepszy o 2,8 punktu. Na normalnym obiekcie Małysz, który uwielbiał takie skocznie, nie pozostawił już jednak złudzeń. Na Salpausselce K-90 zdobył swój pierwszy z czterech indywidualnych tytułów mistrza świata.
Co prawda po pierwszej serii prowadził jeszcze Schmitt, który skoczył 91,5, przy 89,5 metra Polaka. W finale podopieczny Apoloniusza Tajnera nie pozostawił jednak już żadnych wątpliwości. - Jest proszę państwa. Fenomenalny skok - krzyczał do mikrofonu Włodzimierz Szaranowicz na antenie Telewizji Polskiej. "Orzeł z Wisły" uzyskał aż 98 metrów i znokautował Niemca. Lider po pierwszej serii odpowiedział skokiem na 90. metr i ostatecznie musiał zadowolić się srebrem (przegrał z Polakiem o 13 punktów).
ZOBACZ WIDEO Debiut Leona w kadrze Polski coraz bliżej. "Mieć go w drużynie to jak oszukiwać. Jest po prostu za dobry!"
Później Małysz jeszcze sześć razy cieszył się z sukcesów w Lahti. Wygrał aż trzy konkursy Pucharu Świata, dwa w 2003 roku i jeden cztery lata później, gdy rozpoczął skuteczny marsz po swoją czwartą Kryształową Kulę w karierze. Do tego dwa razy zajął jeszcze 2. miejsce, a w 2010 roku stanął z kolegami z drużyny (Tomasz Byrt, Piotr Żyła, Kamil Stoch) na najniższym stopniu podium rywalizacji drużynowej.
Czytaj także: Stefan Horngacher zasłużył na zdecydowaną podwyżkę
Adam Małysz mógł jednak nieco żałować, że skończył karierę wtedy, kiedy Polacy zaczęli liczyć się w walce o miejsca na podium w zmaganiach zespołowych. Już bez "orła z Wisły" Biało-Czerwoni jeszcze czterokrotnie kończyli drużynówki w Lahti w czołowej trójce. W 2012 i 2013 roku zajmowali 3. miejsca. Pięć lat później cieszyli się z 2. pozycji. Największy sukces drużyna - w składzie Piotr Żyła, Kamil Stoch, Maciej Kot i Dawid Kubacki - odniosła jednak w 2017 roku.
Wówczas w Lahti, po 15 latach, znów zorganizowano mistrzostwa świata. Do Finlandii podopieczni Stefana Horngachera przyjechali jako liderzy Pucharu Narodów. Dlatego byli uznawani za faworytów do złota. Presja nie przygniotła Biało-Czerwonych. Wręcz przeciwnie, skakali na dużej Salpausselce jak nakręceni. Zwłaszcza ich skoki z pierwszej serii były bliskie perfekcji.
Na półmetku konkursu Polacy mieli już 17 punktów przewagi nad drugą Austrią. Złoto mogli zatem stracić tylko przez niesprzyjające warunki pogodowe. Co prawda wiatr rzeczywiście zaczął kręcić, ale Biało-Czerwoni po prostu zrobili swoje. Nie skakali już tak daleko jak w pierwszej serii, ale i tak na tyle skutecznie, by po raz pierwszy w historii zostać drużynowymi mistrzami świata. Ostatecznie drudzy Norwedzy stracili do triumfatorów aż 26 punktów.
W tych samych mistrzostwach powody do zadowolenia mieliśmy nie tylko po konkursie drużynowym. Wcześniej w rywalizacji indywidualnej na Salpausselce K-116 brązowy medal wywalczył Piotr Żyła. O ile sam krążek nie był zaskoczeniem (wiślanin prezentował już wcześniej wysoką formę), o tyle do historii przeszło zachowanie samego skoczka już po konkursie.
Żyła sprawiał wrażenie, jakby odcięło mu prąd. W rozmowie z dziennikarzem TVP nie był w stanie praktycznie nic powiedzieć. Nagle z roześmianego zawodnika stał się na kilkanaście minut skoczkiem, którego sukces bardzo onieśmielił. Pojawiły się u niego nawet łzy wzruszenia. Dopiero gdy odebrał brązowy medal, wrócił Piotr Żyła jakiego wszyscy znają. - Jednak twardy ten brąz, a do dentysty strach iść - napisał skoczek na swoim Instagramie pod zdjęciem na którym symbolicznie próbuje ugryźć swój medal.
Z kolei Kamil Stoch w konkursach indywidualnych na MŚ w Lahti nie był w czołowej trójce, ale i tak na swoje dokonania na dużej Salpausselce nie może narzekać. Do historii tego obiektu 31-latek z Zębu przeszedł przede wszystkim w poprzednim sezonie, gdy był w znakomitej formie i pewnie zmierzał po drugą Kryształową Kulę w karierze. Bardzo zbliżył się do niej właśnie w Lahti, kiedy znokautował rywali. Po skokach na 132. oraz 134. metr (bardzo dalekich jak na ten obiekt) drugiego Markusa Eisenbichlera wyprzedził aż o 28 punktów.
Czytaj także: nieoczekiwana decyzja Słoweńców przed PŚ w Lahti
Było to drugie zwycięstwo Stocha w Lahti. Wcześniej na dużej skoczni cieszył się z 1. miejsca także w 2014 roku, gdy skutecznie walczył o pierwszą Kryształową Kulę. W tym samym roku wywalczył także 3. miejsce na tym obiekcie.
Łącznie bilans Biało-Czerwonych w Lahti jest zatem imponujący: cztery medale mistrzostw świata, cztery wygrane konkursy Pucharu Świata, dziewięć miejsc na podium w pucharowej rywalizacji indywidualnej i cztery lokaty w najlepszej trójce zmagań zespołowych.
Wiele wskazuje na to, że po tegorocznych zmaganiach na Salpausselce, bilans sukcesów Polaków ulegnie jeszcze poprawie. W sobotniej drużynówce podopieczni Stefana Horngachera będą jednymi z głównych faworytów do zwycięstwa. Z kolei w rywalizacji indywidualnej o czołowe lokaty powinni powalczyć Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki. Niespodziankę może także sprawić Jakub Wolny.
Plan rywalizacji PŚ w Lahti 2019 (relacja na żywo oraz podsumowanie na WP SportoweFakty):
piątek (08.02.2019)
16:00 - oficjalny trening (2 serie)
18:00 - kwalifikacje
sobota (9.02.2019)
15:30 - seria próbna
16:30 - pierwsza seria konkursu drużynowego
niedziela (10.02.2019)
15:15 - seria próbna
16:15 - pierwsza seria konkursu indywidualnego