W 2016 roku Borek Sedlak, były skoczek narciarski, zastąpił Mirana Tepesa w roli wicedyrektora Pucharu Świata. Czech, tak samo jak wcześniej Słoweniec, odpowiada za włączenie zielonego światła skoczkom, które pozwala im na oddanie skoku.
Teoretycznie do pracy Czecha nie może być zastrzeżeń. Przed każdymi zawodami Pucharu Świata i MŚ jury ustala odpowiedni korytarz wietrzny na zmagania (np od 0,5 m/s pod narty do 0,5 m/s w plecy). Jeśli uśrednione wskaźniki wiatru przekroczą te pomiary, wówczas system świateł na skoczni blokuje się automatycznie i Sedlak nie może pozwolić na start skoczkowi.
Mimo wszystko praca Sedlaka wzbudziła kilka razy kontrowersje w bieżącym sezonie. Czech podpadł polskim kibicom już na inaugurację Pucharu Świata w Wiśle. Wówczas w konkursie drużynowym, gdy Dawid Kubacki zasiadł na belkę startową, wiatr w plecy zaczął się wzmagać. Co prawda mieścił się w przyjętym korytarzu wietrznym (co pokazywała grafika telewizyjna), ale wcześniej skaczący przed Polakiem zawodnicy mieli o wiele lepsze warunki.
ZOBACZ WIDEO Brzęczek zaskoczył na konferencji prasowej. "Jesteście dziennikarzami i tego nie wiecie?"
Sedlakowi zabrakło po prostu wyczucia (powinien je mieć jako były skoczek) i nie poczekał. Włączył Kubackiemu zielone światło. Z niskiej belki, przy mocnych podmuchach w plecy, nowotarżanin nie mógł wiele zrobić. Uzyskał zaledwie 114,5 metra. Co prawda Biało-Czerwoni i tak wygrali konkurs, ale zachowanie Czecha nie przeszło bez echa. Wystarczyło, żeby Borek Sedlak poczekał chwilę na poprawę warunków. Dość szybko wiatr w plecy osłabł. Konkurs przebiegał sprawnie i nic by się nie stało, gdyby Kubacki na chwilę zszedł z belki i oddał skok kilkadziesiąt sekund później.
Czytaj także: Stefan Horngacher tłumaczy, dlaczego postawił na Jakuba Wolnego, a nie Stefana Hulę
Kolejne kontrowersje z wicedyrektorem Pucharu Świata miały już miejsce tuż przed tegorocznymi mistrzostwami świata i znów dotyczyły pozwolenia na start Dawidowi Kubackiemu. Chodzi o finałową serię indywidualnego konkursu PŚ w Lahti. Na półmetku tych zawodów nowotarżanin zajmował 9. miejsce. W drugiej serii, gdy Polak zasiadł na belkę startową, miał bardzo dobre warunki. Mimo że grafika telewizyjna pokazywała otwarty korytarz wietrzny, Borek Sedlak długo trzymał na belce startowej naszego reprezentanta.
Pozwolił mu na start dopiero wtedy, gdy wiatr pod narty osłabł, ale nadal mieścił się w przyjętych granicach. W powietrzu Kubacki miał spore problemy w locie. Wylądował zaledwie na 103. metrze i spadł na 28. lokatę. Gdyby został puszczony kilka sekund wcześniej, nowotarżanin mógł trafić na znacznie lepsze warunki i powalczyć o wysokie miejsce w tym konkursie.
Minął tydzień i o zachowaniu Borka Sedlaka znów było głośno. Tym razem Czechowi zabrakło wyczucia przy skoku Kamila Stocha w kwalifikacjach do dwóch indywidualnych konkursów w Willingen. Gdy trzykrotny mistrz olimpijski zasiadł na belkę startową, wiatr pod narty był mocny. Przekraczał korytarz wietrzny i asystent Waltera Hofera nie mógł zapalić zielonego światła. Stoch czekał dopuszczalne 45 sekund na belce. Po tym czasie powinien ją opuścić.
Gdy Polak był już zatem przygotowany do zejścia z belki, w 45 sekundzie warunki mieściły się już w korytarzu wietrznym i Czech włączył zielone światło. Oczywiście Stoch zakwalifikował się do konkursów, ale po eliminacjach nie ukrywał zdziwienia, że pozwolono mu na start w 45. sekundzie. W tej sprawie zabrał głos także Rafał Kot.
- Nie podobała mi się ta sytuacja z Kamilem. Trochę jury zagapiło się. Sędzia startowy szykował się już do zdjęcia naszego reprezentanta z belki startowej. To wprowadziło u niego dezorientację. Kamil czuł się niepewnie. Była to chwila dekoncentracji, która kosztowała zawodnika 2-3 metry. To wystarczy, żeby np. przegrać medal - zwrócił uwagę były fizjoterapeuta polskiej kadry skoczków dla WP SportoweFakty.
Co ważne, praca wicedyrektora Pucharu Świata wzbudza kontrowersje nie tylko przy skokach Polaków. W Willingen zdenerwowany na Czecha mógł być także Ryoyu Kobayashi, zdecydowanie najlepszy zawodnik bieżącego sezonu. Chodzi o sobotni konkurs i drugi skok Japończyka.
Gdy Azjata siedział na belce startowej miał bardzo korzystne warunki, które mieściły się w korytarzu wietrznym. Borek Sedlak czekał jednak z włączeniem zielonego światła. Dopiero, jak wiatr zaczął lekko zawiewać w plecy, pozwolił Kobayashiemu na start. Lider PŚ nie miał jednak w takich warunkach już szans na skoczenie około 150 metrów (tyle potrzebował, żeby wyprzedzić lidera Karla Geigera). Uzyskał 143 metry i ostatecznie musiał zadowolić się 3. lokatą. Gdyby został puszczony kilka sekund wcześniej, być może doleciałby do 150. metra i wygrał ten konkurs.
Czytaj także: Eisenbichler i Kobayashi postraszyli Kamila Stocha na czwartkowych treningach
Skocznia Bergisel w Innsbrucku, na której często panują loteryjne warunki, będzie w sobotę i niedzielę (23-24 luty) areną zmagań skoczków o medale MŚ. Przy zmiennych warunkach, to właśnie Borek Sedlak może odegrać kluczową rolę w zmaganiach. Jego zadaniem będzie zapewnienie faworytom jak najbardziej porównywalnych warunków. Można mieć jednak wątpliwości, pamiętając brak wyczucia Czecha w Wiśle, Lahti i Willingen, czy poradzi sobie z tym wyzwaniem. Rafał Kot jednak uspokaja.
- Byłbym daleki od osądzania od czci i wiary Borka Sedlaka. Przecież zapali i tak zielone światło tylko wtedy, jak pozwoli mu na to korytarz. Pamiętajmy, że Czech jest blisko progu i obserwuje, czy nie pojawiają się mocne podmuchy wiatru. Moim zdaniem dla tej ścisłej czołówki Sedlak stara się zapewnić jak najbardziej wyrównane warunki - zapewnił rozmówca.
Czy rzeczywiście w Innsbrucku Czech puści skoczków z czołówki w podobnych warunkach przekonamy się w weekend. Początek indywidualnego konkursu o MŚ na Bergisel w sobotę o 14:30. Dzień później na tej samej skoczni odbędzie się rywalizacja drużynowa (początek o 14:45), w której tytułu bronić będą polscy skoczkowie. Z kolei na piątek zaplanowano serię próbną (13:30) i kwalifikacje do indywidualnego konkursu (14:30). Relacje na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.