Z Innsbrucka - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Czwarte miejsce Biało-Czerwonych w "drużynówce" na Bergisel bez wątpienia jest dużym rozczarowaniem. Ostatnie tygodnie przed mistrzostwami były w wykonaniu naszych reprezentantów bardzo udane. Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki indywidualnie stawali w Pucharze Świata na podium, a ostatnie zespołowe zawody, w Willingen, Polacy wygrali z ogromną przewagą (79,2 punktu) nad drugimi Niemcami.
Tymczasem w Innsbrucku to Niemcy byli poza zasięgiem wszystkich rywali. Stoch i spółka stracili do aż nich 78,4 punktu, przegrali także z Austriakami i Japończykami. Co się stało, że w ciągu kilku dni układ sił tak bardzo się zmienił? Adam Małysz miał problemy, by udzielić precyzyjnej i jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Czytaj także: Dawid Kubacki nie składa broni. "Jeszcze może być fajnie"
- Gdyby w ostatnich tygodniach nie było dobrze, powiedziałbym po prostu, że chłopaki nie są w formie. A mamy taką sytuację, że dwa tygodnie przed mistrzostwami Kamil wygrywa w Lahti z olbrzymią przewagą, potem drużynowo deklasujemy rywali w Willingen, a tu w Innsbrucku jest jak jest - mówił po nieudanym dla Polaków konkursie dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej.
ZOBACZ WIDEO Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse
- Chłopaków na pewno było stać na dużo więcej. Treningi, platforma dynamometryczna, imitacja, to wszystko było ok. Wydawało się, że forma jest bardzo wysoka. W konkursach tego nie pokazali. Po prostu brakowało metrów - kontynuował Małysz.
Czterokrotny złoty medalista mistrzostw świata dodał, że trener polskiej kadry Stefan Horngacher również nie do końca wie, dlaczego na Bergisel jego zawodnicy nie pokazywali pełni możliwości.
Czytaj także: Zwłoka Horngachera przyczyną porażki Polaków? Rafał Kot: Absolutnie nie
- Kiedy rozmawiam ze Stefanem, on mówi, że na co dzień wszystko jest elegancko i nie ma powodów, by myśleć, że któryś z chłopaków popełni na skoczni błąd, skoro do tej pory zawsze przenosili dobrą dyspozycję z treningów na konkursy. A jest inaczej. Horngacher sam przyznaje, że jako były zawodnik i doświadczony już trener nie rozumie tego, ciężko mu to pojąć. Zresztą, ja powiedziałem mu to samo. Jasne, na mistrzostwach świata stres zawsze jest trochę większy, ale mimo to jak jesteś w formie, to stres ci nie przeszkadza. Często jesteś w stanie przekuć go w sportową złość i dzięki niej skakać jeszcze dalej - mówił Małysz.
- Trudno jest wytłumaczyć to, co się stało - przyznał. - To jest tylko i wyłącznie w głowie, siedzi gdzieś tam w chłopakach.
Po zawodach polscy skoczkowie sprawiali wrażenie przybitych brakiem medalu. Najbardziej było to widać po Stefanie Huli, który skakał najsłabiej w zespole.
- A kto by nie był zbity. Bronisz mistrzostwa świata, masz medal w zasięgu, a kończysz czwarty. W przypadku Piotrka Żyły można się z tego uśmiać, bo to czwarte miejsce go w tym sezonie prześladuje - zauważył mistrz świata z Lahti, Predazzo i Sapporo. Żyła zakończył na czwartej pozycji pięć z siedmiu konkursów Pucharu Świata poprzedzających mistrzostwa.
- Co do Stefana Huli, to słyszałem, że w telewizji (TVP - dop. red.) przepraszał. Uważam, że nie powinien tego robić. Brak medalu absolutnie nie jest jego winą. Oddał dwa normalne skoki. Może nie były dobre, takie jak rok temu na igrzyskach, ale na ten moment, biorąc pod uwagę jego dyspozycję, były w porządku. Nie można zrzucać winy na niego. Dał z siebie tyle, ile mógł. Możemy gdybać, czy nie powinien skakać Kuba Wolny, ale biorąc pod uwagę w jakim był stanie psychicznym po zawodach indywidualnych, raczej nie spisałby się lepiej - ocenił Małysz.
U liderów drużyny, czyli u Stocha i u Dawida Kubackiego, były złoty medalista MŚ zauważył błędy, które wskazują na formę odbiegającą od optymalnej.
- Kamil lubi tę skocznię, a mimo to na niej nie leci. Z nim jest tak, że jak coś mu nie wyjdzie na progu, w powietrzu walczy o odległość, a jak mu wyjdzie, nie musi walczyć. Po prostu leci i elegancko ląduje telemarkiem. A tu w końcówce skoku pchał nogi pod siebie, szedł do przodu klatką piersiową, żeby wyciągnąć jeszcze metr czy dwa - wyjaśnił Małysz.
- Z kolei Dawidem jest tak, że jak na progu pociągnie za bardzo w górę, wytraca prędkość i w drugiej fazie spada jak zestrzelony ptaszek. I tak na Bergisel było. W pierwszym punktowanym skoku wydawało się, że jest już lepiej, ale w drugim znów dały o sobie znać stare błędy - zauważył.
Ostatnią szansą na medal będzie dla Polaków konkurs na normalnej skoczni w Seefeld, który odbędzie się w piątek. Treningi na tym obiekcie nasi zawodnicy zajmą jednak już we wtorek. - Tydzień po czymś takim, jak w Innsbrucku, zawsze jest trudny. Im prędzej pójdziemy na skocznię, im szybciej zawodnicy uświadomią sobie, że wszystko jest ok, tym lepiej - podkreślił jeden z najwybitniejszych polskich sportowców wszech czasów.
Nie ma co szukać jednego WINNEGO, a jak już to nie wśród skoczków