MŚ w skokach 2019. Historia niezbyt udanej przyjaźni Kamila Stocha z normalnymi skoczniami

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch

W piątek o medale skoczkowie powalczą na normalnej skoczni w Seefeld. W MŚ z mniejszym obiektem rzadko było po drodze Kamilowi Stochowi. Nigdy w tych zawodach nie zdobył na takim obiekcie medalu, a raz poleciały nawet łzy.

W tym artykule dowiesz się o:

W polskich skokach wybitnym specjalistą od skakania na normalnej skoczni (K-90) był Adam Małysz. "Orzeł z Wisły" aż trzy razy został mistrzem świata na takich obiektach, wygrywając konkursy z bardzo dużą przewagą nad rywalami. W skokach Kamil Stoch osiągnął nawet więcej niż Małysz, ale na normalnych skoczniach nie spisuje się tak dobrze jak jego poprzednik. Z jednym wyjątkiem.

Chodzi oczywiście o igrzyska olimpijskie w Soczi, na których zawodnik z Zębu sięgnął po złoty medal w konkursach indywidualnych, zarówno na mniejszej (K-95) jak i większej skoczni (K-125). W Rosji Polak był w tak wysokiej formie, że tym razem "dogadał się" z normalnym obiektem, z którym wcześniej i później nie do końca było mu po drodze. Wtedy skoczył 105,5 oraz 103,5 metra i z przewagą ponad 12 punktów nad drugim Peterem Prevcem został mistrzem olimpijskim.

Czytaj także: zapadła decyzja co do startu Polaków w środowych treningach w Seefeld

Rok wcześniej, na mistrzostwach świata w Predazzo, Kamil Stoch też miał dużą szansę na medal na skoczni normalnej. Na półmetku konkursu, po bardzo dobrym skoku na 102,5 metra, ówczesny podopieczny Łukasza Kruczka zajmował 2. miejsce, przegrywając tylko z Andersem Bardalem. Wydawało się, że nic nie odbierze Polakowi medalu. Był w wysokiej formie, zajmował czołowe miejsce na półmetku, a do tego w finale zaczęło wiać lekko z tyłu.

ZOBACZ WIDEO Adam Małysz trenerem reprezentacji Polski? Tego chcą kibice!

Takie warunki Kamil Stoch bardzo lubi, ale tym razem przegrał jednak jeszcze z emocjami. Wtedy stał przed szansą na największy sukces w karierze i nie wytrzymał presji. Po słabym skoku w finale na 97,5 metra i niskich notach od sędziów (w drugiej serii dopiero 21. wynik) Polak spadł na 8. miejsce. Później przed kamerami Telewizji Polskiej ze łzami w oczach tłumaczył się, co poszło nie tak w finałowej kolejce. - To był mój błąd. Zawaliłem ten skok. Jest mi głupio, źle - mówił Stoch w rozmowie z Sebastianem Szczęsnym (do obejrzenia poniżej).

Nigdy wcześniej, ani nigdy później skoczek z Zębu nie był już tak blisko medalu na skoczni normalnej. Dwa lata później w Falun dwukrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni był daleki od swojej optymalnej formy. W konkursie na normalnej skoczni zajął 17. miejsce. W 2017 roku w Lahti Kamil Stoch znów był skoczkiem ścisłej światowej czołówki, ale i tym razem nie udało mu się zdobyć medalu na mniejszym obiekcie.

Co prawda w kwalifikacjach podopieczny Stefana Horngachera znokautował rywali próbą na 103,5 metra, ale w samym konkursie nie było już tak dobrze. W obu seriach, po skokach na 96 oraz 99,5 metra, Kamil Stoch miał 4. rezultat i taką też pozycją musiał się zadowolić, przegrywając brązowy medal z Markusem Eisenbichlerem o 1,1 punktu.

Czytaj także: Jakub Wolny już zdrowy, Kubacki optymistą, a Hula wzburzony

Teraz już nie wszyscy o tym pamiętają, ale trzykrotny mistrz olimpijski był także blisko medalu na skoczni normalnej na początku swojej wielkiej kariery, czyli w 2009 roku. Wówczas mistrzostwa świata odbywały się w czeskim Libercu. Na półmetku konkursu na skoczni K-90 Kamil Stoch zajmował 9. miejsce. W finale oddał jednak znakomitą próbę na 100,5 metra (lepszą notę w drugiej kolejce miał tylko triumfator Wolfgang Loitzl). Tyle tylko, że ten skok też nie dał medalu i ostatecznie skoczek z Zębu musiał zadowolić się 4. lokatą, przegrywając brąz z Simonem Ammannem o 4,5 punktu.

Zatem, z wyjątkiem igrzysk olimpijskich w Soczi, przyjaźń Kamila Stocha ze skoczniami normalnymi nie jest łatwa. Czas zatem, by Polak zmienił tą niekorzystną statystykę startów na takim obiekcie w MŚ. Okazja już w piątek 1 marca w Seefeld gdy na mniejszej skoczni (tym razem K-99) odbędzie się konkurs o indywidualne mistrzostwo świata. Mimo niepowodzenia w Innsbrucku (5. miejsce) Kamil Stoch będzie jednym z faworytów i może tym razem idealnie "dogada się" w obu skokach z mniejszą skocznią.

Źródło artykułu: