Puchar Świata Niżny Tagił 2019. Skoki narciarskie pokazały swoje gorsze oblicze

Newspix / EXPA/ Tadeusz Mieczyński / Na zdjęciu: skocznia w Niżnym Tagile
Newspix / EXPA/ Tadeusz Mieczyński / Na zdjęciu: skocznia w Niżnym Tagile

Niedzielny konkurs Pucharu Świata w Niżnym Tagile wywołał mnóstwo kontrowersji w środowisku skoków narciarskich. Jednocześnie te zawody potwierdziły prawdę już znaną - to dyscyplina wciąż niedoskonała.

Kibice zgromadzeni przed telewizorami przecierali oczy ze zdumienia, kiedy Ryoyu Kobayashi po skoku na 133,5 metra otrzymał 7,7 punktu rekompensaty za - w teorii - niekorzystne warunki przy jego próbie. Zdziwienie było jak najbardziej zasadne, ponieważ można było gołym okiem zauważyć zauważyć noszenie, jakie złapał Japończyk. Sprawa była o tyle dziwna, że Kobayashi jako jedyny spośród 50 zawodników w I serii miał dodane punkty za wiatr.

- Przy tak niskiej belce i przy takim wietrze (teoretycznie w plecy - przyp. red.) Kobayashi nie byłby w stanie skoczyć tak daleko (133,5 metra). Nie ma takiej możliwości. To nie jest jednak błąd, ani oszustwo. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Tak działają te przeliczniki, czy to jest logiczne, to już każdy ma swoje zdanie - tłumaczył Jakub Kot w rozmowie z WP SportoweFakty (WIĘCEJ).

Skoki narciarskie pokazały zatem swoje gorsze oblicze. Nie jest jednak żadną nowością to, że system rekompensat punktowych za wiatr nie jest doskonały, a często wręcz nawet krzywdzący dla skoczków. Jego wady uwypuklają się szczególnie w tak loteryjnych zawodach, jakich byliśmy świadkami w niedzielę. Rzecz w tym jednak, że do tej pory nikt nie wymyślił nic lepszego.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Apoloniusz Tajner chce nowego skoczka w rodzinie. "Za pięć lat zaczniemy próby"

Skoki to dyscyplina skazana na łaskę warunków atmosferycznych. Za nami trzy weekendy Pucharu Świata w sezonie 2019/20 i w każdym z nich pogoda odgrywała znaczącą rolę w rywalizacji zawodników. To dyscyplina, która raz daje, raz zabiera. W niedzielę szczęśliwy los wyciągnął Ryoyu Kobayashi, a ofiarą panujących warunków został m.in. Gregor Schlierenzauer.

Z przeszłości pamiętamy już podobne konkursy, a nawet takie, których stawka była znacznie większa. Jak choćby ten podczas mistrzostw świata na skoczni normalnej w Seefeld. Po pierwszej serii byliśmy wściekli, kiedy Dawid Kubacki i Kamil Stoch zajmowali odległe miejsca. W finale jednak szczęście uśmiechnęło się do skoczków, którzy startowali na początku drugiej rundy, w tym właśnie do Polaków. Każdy kolejny zawodnik musiał radzić sobie z coraz trudniejszymi warunkami, zmiennym wiatrem i torami najazdowymi, zasypywanymi przez mokry śnieg. W niebywałych, wręcz kuriozalnych okolicznościach, Kubacki awansował z 27. na 1. miejsce, a Stoch został wicemistrzem świata.

To tylko jeden z wielu przykładów. Wiatr jest wpisany w ten sport i nikt przez lata nie znalazł na niego sposobu. Rekompensaty punktowe w pewnym stopniu ograniczyły jego wpływ na rywalizację, ale jak przekonaliśmy się po raz kolejny, nie gwarantują one sprawiedliwości. Następcy Waltera Hofera z pewnością będą mogli wykazać się w tej kwestii.

Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata 2019. Polscy skoczkowie poniżej oczekiwań. Kryzys czy tylko loteryjne warunki?

Komentarze (3)
avatar
Lew
9.12.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Najważniejszym argumentem wprowadzenia przelicznika za wiatr była możliwość kontynuowania konkursu po obniżeniu czy podwyższeniu belki żeby nie trzeba było zaczynać zawodów od nowa...i to rozum Czytaj całość
avatar
caido
9.12.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak Kubacki zostawał mistrzem świata, bo załamała się pogoda, to nikt nie marudził, że jest niesprawiedliwie. 
bordo5
9.12.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Te przeliczniki miały w założeniu wprowadzić "sprawiedliwość", ale przy wietrze w plecy to ta śmieszna rekompensata nic nie daje. W odwrotną stronę to działa, bo odjęcia punktowe decydują o mie Czytaj całość