- Myślę, że dla większości polskich kibiców i niemieckich też... fenomen Adama był większy. Robert też oczywiście rozsławia Polskę, robi to w znakomity sposób. Nie da się tego nie zauważyć. Ale Adam był chyba po prostu bliżej zwykłych ludzi. Także dlatego, że futbol to trochę sport z innego świata, jest tak globalny, że zacierają się granice. Kiedy spotykam teraz mieszkających w Niemczech Polaków i rozmawiamy, to zawsze tematem jest Adam, a nie Robert - powiedział Sven Hannawald w rozmowie z dziennikarzem Sebastianem Parfjanowiczem dla TVP Sport.
Słowa triumfatora jubileuszowej, 50. edycji Turnieju Czterech Skoczni, można uznać za niespodziewane. Skoki narciarskie nie są - jak przyznał sam były niemiecki skoczek - aż tak bardzo popularnym sportem jak piłka nożna. Wydawać by się zatem mogło, że znacznie częściej za naszą zachodnią granicą Polacy powinni się chwalić Robertem Lewandowskim, który w barwach Bayernu Monachium spisuje się świetnie i bije kolejne rekordy. Tymczasem u Polaków, nawet poza granicami ojczystego kraju, pozostał jednak sentyment do Adama Małysza. A wszystko zaczęło się 19 lat temu.
Czytaj także: Szymon Łożyński: Niepotrzebny taniec jury z belkami
Przypomnijmy, że na przełomie 2000 i 2001 roku, podczas 49. Turnieju Czterech Skoczni, rozpoczęła się Małyszomania. Polacy pokochali "orła z Wisły", ale również w Niemczech Małysz wzbudził olbrzymie zainteresowanie. Tym bardziej, że od początku XXI wieku przyszło naszemu mistrzowi rywalizować z dwoma wybitnymi skoczkami z Niemiec, wspomnianym już Hannawaldem i Martinem Schmittem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Daniela Hantuchova i legendarny hokeista. Media już plotkują
O ile w 49. edycji niemiecko-austriackich zmagań Małysz okazał się lepszy, o tyle rok później - w imponującym stylu - triumfował Hannawald. W drodze po Złotego Orła ówczesny podopieczny Reinharda Hessa wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju (po raz pierwszy w historii). Po każdym udanym skoku bardzo ekspresyjnie się cieszył, co nie podobało się polskim kibicom. Na początku XXI wieku Hannawald nie był zatem zbyt lubiany nad Wisłą. Jak to wspomina?
- Do teraz jest to dla mnie trochę niezrozumiałe, zwłaszcza że teraz dostaję od nich tyle sympatii. W pewnym momencie te emocje były zupełnie przeciwne i nie mam pojęcia jak i dlaczego urosły. Dziś mi może łatwo o tym mówić, ale wtedy nic nie było łatwe. Bardzo dużo mnie tamte czasy kosztowały. Zwycięstwa może i wyglądały na gładkie, ale we mnie toczyła się ciągła walka. Było mnóstwo nerwów, przez które traciłem radość skakania - zwrócił uwagę w materiale TVP Sport Hannawald.
Czytaj także: reaktywacja Dawida Kubackiego! Polak w imponującym stylu stanął na podium konkursu w Oberstdorfie