W 2018 roku Kamil Stoch był jednym z głównych faworytów konkursu Pucharu Świata w Zakopanem. Polak znajdował się w znakomitej formie - zwyciężył wszystkie cztery konkursy podczas Turnieju Czterech Skoczni i do zawodów w Polsce przystępował w roli lidera PŚ. Mało tego, dzień przed zawodami indywidualnymi, w drużynówce, Stoch ustanowił rekord skoczni. Niedziela była jednak dniem goryczy, bo Stoch sensacyjnie zakończył zmagania już po pierwszej serii. Swoje trzy grosze dołożyły do tego trudne warunki atmosferyczne.
Rok później sytuacja znów się powtórzyła. Tym razem Stoch przyjechał do Zakopanego po dwóch miejscach na podium w Predazzo. Tysiące kibiców na trybunach pod Wielką Krokwią znów przeżyło spory zawód, bo ich ulubieniec znów przegrał z pogodą, choć winy na warunki zganiać nie chciał.
- Okazało się, że nie jestem w stanie oddać skoku przy pełnym zaangażowaniu, pełnej koncentracji i adrenalinie, która zawsze się udziela podczas zawodów w Zakopanem - mówił wówczas.
ZOBACZ WIDEO: Czy Dawid Kubacki jest w tej chwili najlepszy na świecie? "Zrobił coś, co nie udało się Małyszowi i Stochowi"
O klątwie na Wielkiej Krokwi nie chciał jednak słyszeć. W sierpniu zwyciężył zawody Letniego Grand Prix i na konferencji mówił wprost: - Zimą dwa razy z rzędu nie wchodziłem tutaj do drugiej serii, ale nie podchodziłem do tego, jak do zakopiańskiej klątwy. Tak się złożyło, że w zawodach indywidualnych coś nie zagrało, a do tego warunki mi nie pomagały.
W niedzielę (26 stycznia) skoczek z Zębu stanie przed szansą na to, by przerwać złą serię zimowych występów na Wielkiej Krokwi. Stoch w sezonie 2019/20 jest jednym z największych pechowców jeśli chodzi o warunki - oby w najbliższy weekend to się nie potwierdziło.
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata w Zakopanem. Co z biletami? Kibice muszą uważać (terminarz, transmisja)
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata Zakopane. Adam Małysz nie owija w bawełnę. "Kot skacze, bo nie ma kto inny"