- To było pewnego rodzaju odrodzenie. Żaden wielki powrót, ale trafienie na dobre tory, które pozwoliło wygrać dwa razy z rzędu konkursy Pucharu Kontynentalnego. Zakończyłem cykl na drugim miejscu. To też pozwoliło mi wrócić do Pucharu Świata z lepszymi skokami. Szkoda, że sezon skończył się przedwcześnie, bo miałem nadzieję, że zakończę go pozytywnym akcentem, choćby jednym dalekim skokiem - nie ukrywa Kot.
Krótki okres wyraźnego progresu pozwoli jednak reprezentantowi Polski wrócić do wiosennych treningów z nową nadzieją. Jak sam zaznacza, ułatwi to też zrozumienie i analizę skoków.
- Bo po trudnym sezonie nie jest łatwo ruszyć z przygotowaniami. Szczególnie, jeśli zawodnik nie do końca wie, co się stało. Tymczasem końcówka była dobra i teraz z nową energią i lepszym nastawieniem psychicznym można walczyć na nowo.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot krytycznie o szkoleniu młodych skoczków. "Przepaść sprzętowa jest ogromna. Nie ma zaplecza"
Wzrost formy Kota to efekt treningów z Maciejem Maciusiakiem, trenerem kadry B. Zawodnik sam przyznaje, że lepsze skoki po treningach ze szkoleniowcem nie są przypadkiem.
- Z Maćkiem Maciusiakiem i sztabem kadry B konsekwentnie realizowaliśmy plan. Oczywiście po konsultacjach z Michalem Doleżalem. Wiemy, co zmieniliśmy i co wpłynęło na lepsze skoki - tłumaczy Kot.
Podczas Turnieju Czterech Skoczni zapytałem skoczka, czy nie powinien wrócić do treningów z Maciusiakiem, które pozwalały mu poprawiać dyspozycję w przeszłości. Często znacząco. Odpowiedział, że zmiana trenera podczas sezonu jest ryzykiem i wiąże się z długą przerwą od skakania w PŚ. Dziś Kot podkreśla, że szkolenie pod okiem Maciusiaka pomogło, ale nie od razu.
- Wiedziałem, że potrzeba na to czasu. W takich sytuacjach trzeba wrócić do podstaw, budować skoki od nowa. Patrząc na wyniki w Pucharze Kontynentalnym, widać pewną zależność. Początek był całkiem niezły. Ale to jeszcze było na fali konkursów w PŚ. Skoki, po których w PK zajmuje się miejsce w pierwszej dziesiątce, wystarczają w PŚ mniej więcej na miejsca 30-40. Potem zrobiliśmy więcej zmian i kolejne zawody były problematyczne. Aż w końcu wszystko zaczęło funkcjonować, jak należy. Miałem też okazję potrenować w Zakopanem. I okazało się, że doszliśmy do takiego poziomu, że w Predazzo wygrałem dwa razy z rzędu konkursy PK - relacjonuje Kot.
28-latek przyznaje, że z Maciusiakiem współpracuje mu się bardzo dobrze. Zawsze jest mile widziany w jego grupie, trener zawsze mu pomoże. Kot twierdzi jednak, że tak samo dobrze czuje się pod okiem Michala Doleżala. I to już od czasu, kiedy Czech był asystentem Stefana Horngachera. Skoczek zaznacza, że nadaje z Doleżalem na tych samych falach.
- Trzeba pamiętać, że zawodnicy mają, co prawda, jednakowe możliwości rozwoju, sprzęt i plan, ale finalnie sami siadają na belkę. W całym sezonie nie upatrywałbym więc winy trenera i sztabu szkoleniowego, tylko swojej. Często powtarzam, że każdy zawodnik wie, co ma zrobić, bo idea skoku jest jedna. Najważniejsze to wiedzieć, jak to zrobić. A to przetłumaczyć sobie ostatecznie może tylko sam zawodnik. Bo on wie, jakie ma odczucia podczas skoku, ma własną wyobraźnię. Często trener nie ma szans pomóc - wyjaśnia reprezentant Polski.
Dawid Kubacki w odizolowaniu. "Nie pojechałem do domu rodzinnego" >>
Maciej Kot odcięty od świata. "Jedzenie dostaję pod drzwi" >>