Skoki narciarskie. Maciej Kot - odrodzenie. "Trener często nie ma szans pomóc"

Maciej Kot męczył się cały sezon. Kiedy wreszcie udało mu się wrócić na właściwe tory, konkursy odwołano przez koronawirusa. Nadzieja na lepsze jutro jednak jest. - Wiemy, co zmieniliśmy i co wpłynęło na lepsze skoki - przyznaje Polak.

Dawid Góra
Dawid Góra
Maciej Kot Newspix / EXPA/JFK / Na zdjęciu: Maciej Kot
- To było pewnego rodzaju odrodzenie. Żaden wielki powrót, ale trafienie na dobre tory, które pozwoliło wygrać dwa razy z rzędu konkursy Pucharu Kontynentalnego. Zakończyłem cykl na drugim miejscu. To też pozwoliło mi wrócić do Pucharu Świata z lepszymi skokami. Szkoda, że sezon skończył się przedwcześnie, bo miałem nadzieję, że zakończę go pozytywnym akcentem, choćby jednym dalekim skokiem - nie ukrywa Kot.

Krótki okres wyraźnego progresu pozwoli jednak reprezentantowi Polski wrócić do wiosennych treningów z nową nadzieją. Jak sam zaznacza, ułatwi to też zrozumienie i analizę skoków.

- Bo po trudnym sezonie nie jest łatwo ruszyć z przygotowaniami. Szczególnie, jeśli zawodnik nie do końca wie, co się stało. Tymczasem końcówka była dobra i teraz z nową energią i lepszym nastawieniem psychicznym można walczyć na nowo.

ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot krytycznie o szkoleniu młodych skoczków. "Przepaść sprzętowa jest ogromna. Nie ma zaplecza"
Wzrost formy Kota to efekt treningów z Maciejem Maciusiakiem, trenerem kadry B. Zawodnik sam przyznaje, że lepsze skoki po treningach ze szkoleniowcem nie są przypadkiem.

- Z Maćkiem Maciusiakiem i sztabem kadry B konsekwentnie realizowaliśmy plan. Oczywiście po konsultacjach z Michalem Doleżalem. Wiemy, co zmieniliśmy i co wpłynęło na lepsze skoki - tłumaczy Kot.

Podczas Turnieju Czterech Skoczni zapytałem skoczka, czy nie powinien wrócić do treningów z Maciusiakiem, które pozwalały mu poprawiać dyspozycję w przeszłości. Często znacząco. Odpowiedział, że zmiana trenera podczas sezonu jest ryzykiem i wiąże się z długą przerwą od skakania w PŚ. Dziś Kot podkreśla, że szkolenie pod okiem Maciusiaka pomogło, ale nie od razu.

- Wiedziałem, że potrzeba na to czasu. W takich sytuacjach trzeba wrócić do podstaw, budować skoki od nowa. Patrząc na wyniki w Pucharze Kontynentalnym, widać pewną zależność. Początek był całkiem niezły. Ale to jeszcze było na fali konkursów w PŚ. Skoki, po których w PK zajmuje się miejsce w pierwszej dziesiątce, wystarczają w PŚ mniej więcej na miejsca 30-40. Potem zrobiliśmy więcej zmian i kolejne zawody były problematyczne. Aż w końcu wszystko zaczęło funkcjonować, jak należy. Miałem też okazję potrenować w Zakopanem. I okazało się, że doszliśmy do takiego poziomu, że w Predazzo wygrałem dwa razy z rzędu konkursy PK - relacjonuje Kot.

28-latek przyznaje, że z Maciusiakiem współpracuje mu się bardzo dobrze. Zawsze jest mile widziany w jego grupie, trener zawsze mu pomoże. Kot twierdzi jednak, że tak samo dobrze czuje się pod okiem Michala Doleżala. I to już od czasu, kiedy Czech był asystentem Stefana Horngachera. Skoczek zaznacza, że nadaje z Doleżalem na tych samych falach.

- Trzeba pamiętać, że zawodnicy mają, co prawda, jednakowe możliwości rozwoju, sprzęt i plan, ale finalnie sami siadają na belkę. W całym sezonie nie upatrywałbym więc winy trenera i sztabu szkoleniowego, tylko swojej. Często powtarzam, że każdy zawodnik wie, co ma zrobić, bo idea skoku jest jedna. Najważniejsze to wiedzieć, jak to zrobić. A to przetłumaczyć sobie ostatecznie może tylko sam zawodnik. Bo on wie, jakie ma odczucia podczas skoku, ma własną wyobraźnię. Często trener nie ma szans pomóc - wyjaśnia reprezentant Polski.

Dawid Kubacki w odizolowaniu. "Nie pojechałem do domu rodzinnego" >>
Maciej Kot odcięty od świata. "Jedzenie dostaję pod drzwi" >>

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Maciej Kot wróci do dobrego skakania w sezonie 2020/2021?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×