Skoki w czasach pandemii. "Nic nie wydarza się bez przyczyny"

- To jest ostrzeżenie - wyznaje Adam Małysz. I porównuje pandemię do wojny. Tyle że całej ludzkości z jednym wrogiem. Kamil Stoch nie chce wybiegać w przyszłość, ale dla niego konkursy bez kibiców to jak skakanie bez narty.

Dawid Góra
Dawid Góra
Adam Małysz Materiały prasowe / PZN / Na zdjęciu: Adam Małysz
Zawodnicy sportów zimowych, w tym skoczkowie, mają o tyle dobrze, że stosunkowo niedawno skończyli główny sezon i teraz mogą myśleć o zawodach letnich. A te nie cieszą się takim zainteresowaniem, jak Puchar Świata. Nie wiążą się z nimi też tak duże pieniądze. Poza kwestią sponsorów, zawodnicy zmartwienia mogą więc odłożyć na później. Przemyślenia ws. koronawirusa ma jednak każdy, bo każdego w jakiś sposób dotknęła pandemia. Posunęliśmy się za daleko

- Po ciężkim okresie podniesiemy się mocniejsi i bardziej doświadczeni. Zyskamy wiedzę, co w życiu liczy się przede wszystkim i co możemy zrobić, żeby było przyjemniejsze, nad czym się zastanowić. Warto też zapytać, skąd ta pandemia przyszła. Jesteśmy przecież nie tylko zabieganym krajem, ale zabieganymi ludźmi, w ogóle. Każdy cały czas z czymś walczy, cały czas czegoś szuka i nie patrzy na swoje zdrowie, środowisko i to, co dzieje się wokoło. Jesteśmy zamknięci na to, co robimy. Dla wielu z nas to czas na przemyślenia - zastanawia się Adam Małysz w rozmowie z WP SportoweFakty.

Dyrektor w Polskim Związku Narciarskim dodaje, że nic nie wydarza się bez przyczyny. Pandemia jest ostrzeżeniem, bo w pewnych sprawach posunęliśmy się za daleko.

ZOBACZ WIDEO: Skoczkowie mogą zarobić mniej. "Z tym się trzeba liczyć"
- Często robimy coś bez pomysłu i przemyślenia tego, co jest dobre nie tylko dla nas, ludzi, ale też dla całego otoczenia. Wcześniej były różne epidemie. One pojawiały się i gasły. W ostatnich latach nie były jednak tak groźne, jak koronawirus. To strzał dla nas wszystkich. Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi problemu. Słyszeliśmy, że to się dzieje w Chinach, więc gdzie tam jeszcze do Europy. I zobaczcie, co się stało. Ja to porównuję z wojną światową - uderza w mocne tony Małysz.

Jako fan filmów SF, legenda polskich skoków porównuje pandemię też z fabułą amerykańskich produkcji. - Coś jakby obcy przybywał i cały świat się jednoczył. Wszystkie kraje razem przeciwstawiają się wrogowi. Mamy teraz podobną sytuację.

Skok bez narty

Kamil Stoch nie jest człowiekiem, który potrafi usiedzieć w jednym miejscu. Konieczność długiego pozostawania w zamknięciu nie stanowi jednak dla niego dużego problemu, bo wreszcie ma czas na prace przy domu. Ponadto, po sezonie przydał mu się nieco dłuższy odpoczynek. Ale martwi go jedna sprawa, a mianowicie sport bez kibiców, który grozi nam w najbliższych miesiącach.

- Przecież rywalizujemy głównie dla nich. Zawodnicy chcą być podziwiani i oklaskiwani. My to czujemy po każdym dobrym starcie i chcemy dzielić radość z kimś, kto nam kibicuje i nas wspiera. Zawody bez publiczności pod koniec sezonu były czymś dziwnym, jakby czegoś brakowało. W naszym przypadku to choćby i jednej narty - porównał w rozmowie z TVP Sport Stoch.

Trzykrotny złoty medalista olimpijski podkreśla jednak, że nie ma powodu, aby tak daleko wybiegać w przyszłość. Musimy się dostosować do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.

- Zachęcam wszystkich, żeby stosowali się do zaleceń, bo chodzi o bezpieczeństwo ogółu. Ja przynajmniej się staram. Jak nie muszę to nie wychodzę z domu, dbam też o tych, których spotykam. My, skoczkowie, mamy o tyle szczęście, że nasz główny sezon zacznie się za kilka miesięcy. Szkoda mi natomiast sportów letnich, bo te właśnie miały zaczynać swój sezon. Dla nich to jest czas, kiedy naprawdę nie wiadomo, co zrobić - zaznacza Stoch.

Dawid Kubacki, z wrodzoną szczerością, nie myśli o sobie. W porównaniu z innymi, nie może narzekać.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że osoby, które zachorowały i rodziny, które straciły najbliższych, są w fatalnej sytuacji. To, że muszę trenować w garażu czy innym miejscu, nie jest czymś, co mogłoby mi przeszkadzać. Czasami to się zdarzało nawet w normalnej sytuacji - przekonuje mistrz świata z Seefeld.

Na gospodarce się nie zna, więc nie chce robić z siebie prognosty, ale perspektyw nie ocenia optymistycznie. - Nie wiem, jak wszystko będzie wyglądać z gospodarczego punktu widzenia, kogo to najbardziej uderzy po kieszeni. Ale na pewno wszystko nieprędko wróci do normy. Czas odbudowywania wszystkich aktywności będzie długi.

Lekcja, jak nigdy wcześniej

Czesi, choć zazwyczaj zdecydowanie pogodniej usposobieni niż my, myślą przede wszystkim o gospodarce. Wcześnie zareagowali na kryzys, więc wcześnie też wprowadzają odwilż. Od 11 maja dozwolone będzie przeprowadzanie nawet imprez sportowych do 100 osób.

- Mam nadzieję, że szybko osiągniemy poziom sprzed pandemii, ale to będzie niezwykle trudny czas. Kryzys będzie przede wszystkim w ekonomii. Przecież wszystko kręci się wokół gospodarki, a właśnie dostajemy lekcję, której nie mieliśmy nigdy wcześniej - podkreśla Jan Mazoch, były czeski skoczek.

Czechów w optymizmie wyręczają za to... Niemcy. Za naszą zachodnią granicą zmniejsza się liczba zgonów, a władze ogłaszają odwilż. Sytuacja wciąż jest bardzo poważna, ale sąsiedzi starają się żyć względnie normalnie.

- Za trzy, cztery czy pięć tygodni ludzie będą szczęśliwi, że znów mogą się ze sobą spotykać. Wtedy wszyscy zauważą, że spędzanie czasu w gronie bliskich jest zdecydowanie piękniejsze niż samotność - wieszczy Sven Hannawald, gwiazdor niemieckich skoków, ekspert Eurosportu.

Na pandemii, paradoksalnie, oczywiście w dalszej perspektywie, może zyskać nawet gospodarka. - Możliwe, że również firmy będą dążyć do innej filozofii. Będą działać bardziej przyszłościowo, a mniej istotne sprawy odłożą na bok - podsumowuje Hannawald.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×