69. Turniej Czterech Skoczni. Sven Hannawald: Granerud może być dużym zagrożeniem dla Stocha

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu od lewej: Kamil Stoch i Sven Hannawald
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu od lewej: Kamil Stoch i Sven Hannawald

- Wiele rzeczy składa się na to, że Kamil Stoch powinien być nazywany "królem Kamilem". Przez lata potrafił się odnaleźć w przeróżnych sytuacjach i świetnie wykorzystywać swój talent - mów nam Sven Hannawald, słynny niemiecki skoczek narciarski.

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Wszystko wskazuje na to, że jeszcze co najmniej przez rok będzie pan ostatnim niemieckim skoczkiem, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. To dla pana rozczarowanie?[/b]

Sven Hannawald, były skoczek narciarski, zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2001/2002: Trochę tak, ale wiem jak trudno jest wygrać ten turniej. W jego trakcie tak wiele rzeczy ma wpływ na zawodnika. Mam tu na myśli chociażby media. Wywiadów jest znacznie więcej, pojawiają się sytuacje, których po prostu nie można wcześniej przećwiczyć, i których kumulacja następuje tylko raz w roku. Niemieccy zawodnicy przed turniejem byli w znakomitej formie, ale w kwalifikacjach w Oberstdorfie było już trochę gorzej. W konkursie Karl Geiger i Markus Eisenbichler jakoś się wyratowali i wtedy pomyślałem "Ok, nadal jest dobrze". Jednak potem znów skakali słabiej. W Garmisch Karl potrzebował dużo czasu, żeby się rozkręcić, a Markusowi Oberstdorf chyba za bardzo siedział w głowie. Obaj wciąż mają szanse na podium, nawet na zwycięstwo, ale jeśli chodzi o wygraną w turnieju, to moim zdaniem nie zdołają doścignąć Kamila Stocha.

Po zawodach w Innsbrucku Eisenbichler bardzo oryginalnie nazwał skocznię Bergisel. Określił ją mianem "głupiej świni".

Kiedy panują "normalne" warunki atmosferyczne, co mogliśmy zaobserwować podczas mistrzostw świata w lutym 2019, kiedy jest trochę chłodniej, Bergisel jest jedną z najpiękniejszych skoczni, na której ja sam w trakcie turnieju, który wygrałem, w pierwszej serii konkursowej, oddałem najlepszy skok ze wszystkich ośmiu. Odwiecznym problemem Innsbrucka są jednak warunki. Kiedy nie ma jeszcze takiej typowej zimy, kiedy temperatury nie spadają poniżej zera, przemieszcza się tamtędy wiele niespokojnych podmuchów wiatru, które utrudniają oddawanie skoków. Co roku wszyscy mają nadzieję, że te zawody uda się w miarę bezpiecznie przeprowadzić, bo potem w Bischofschofen nie jest już tak ekstremalnie. Oczywiście i tam zdarzają się trudne konkursy, ale na dziesięć ostatnich zawodów były takie może dwa, a w Innsbrucku osiem.

Jak pana zdaniem będzie wyglądać rywalizacja w ostatnim konkursie tej edycji TCS?

Moim zdaniem będziemy świadkami dwóch pojedynków: pierwszy z nich to walka Graneruda z Kamilem. Norweg może być dużym zagrożeniem dla Kamila. Kamil znakomicie "wkręcił się" w ten turniej, ale nie jestem tak całkowicie pewien, że każdy jego skok będzie doskonały. W poprzednich latach, w których wygrywał turniej, od początku sezonu był bardzo stabilny. Wiedział doskonale, co ma robić. Teraz mam wrażenie, że nie ma jeszcze tego rodzaju stabilizacji. Dlatego sądzę, że jeśli skoki Graneruda będą trafione w punkt, a już takie prezentował, z kolei u Kamila zabraknie trochę swobody, zobaczymy ciekawą walkę. Drugi pojedynek to w moich oczach ten pomiędzy Geigerem i Dawidem Kubackim o trzecie miejsce.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Ogromna siła psychiczna Polaków. "Obawiałem się, że wydarzenia z początku TCS ich zdeprymują"

Kubacki jest w tej chwili drugi w klasyfikacji generalnej, przed rokiem wygrał w Bischofshofen konkurs i cały turniej. Mimo to uważa pan, że nie zagrozi Stochowi?

Dawid zrobił spory krok naprzód, odnalazł się w trakcie turnieju, złapał dobrą formę. Jednak do pełnej stabilizacji jeszcze trochę mu brakuje. Dlatego w Bischofshofen, na skoczni różniącej się od obiektów, na których zawodnicy skakali wcześniej, jego skoki mogą nie być takie, jakich by sobie życzył.

Przed finałowymi zawodami Stoch wyprzedza Graneruda o ponad 20 punktów. To bezpieczna przewaga?

Nie. To około 12 metrów, więc dzieląc to na dwie serie, wychodzi po sześć metrów. W Bischofshofen nie jest to aż tak dużo, więc różnica między Polakiem a Norwegiem może szybko stopnieć. Jeśli pojawią się małe błędy, jeśli nie skoczysz czysto, odrobinę za wcześnie wyjdziesz z progu, albo trochę spóźnisz skok, niebezpieczeństwo robi się naprawdę duże. Zauważyłem i rozmawiałem na ten temat z wieloma trenerami, którzy także potwierdzają, że nowy krój kombinezonów, mimo naprawdę niewielkiej zmiany, odbiera trochę powierzchni nośnej, co nie robi dużej różnicy, kiedy wieje pod narty, ale już w przypadku wiatru w plecy ma szalenie duże znaczenie. A w Bischofshofen często trochę zawiewa z tyłu. Dlatego sądzę, że losy zwycięstwa w turnieju nie są jeszcze przesądzone. Jeśli Granerud odzyska pełen luz, a skoki Kamila nie byłyby idealnie trafione, sześć metrów na skok nie jest barierą nie do pokonania.

20 punktów przewagi można porównać do prowadzenia 2:0 w meczu piłki nożnej? Pytam, bo mamy w Polsce trenera, który uważa, że to najbardziej niebezpieczny wynik.

Tak, wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że się uspokoisz i zdekoncentrujesz. Kiedy jest 1:0 jesteś bardziej czujny, bo wiesz, że jeśli rywal strzeli, będzie już remis, a potem tak samo łatwo może cię wyprzedzić. Myślę, że jest to trochę podobne do sytuacji, w której znajduje się Kamil. Jednak on już dwa razy wygrał turniej i potrafi odpowiednio podejść do sprawy mentalnie. Jeśli od pierwszych treningowych skoków wszystko będzie mu wychodzić, to raczej nie pozwoli sobie tego zwycięstwa odebrać. Jeśli jednak na treningu będzie niepewny i zauważy, ze Granerud mu odlatuje, zrobi się naprawdę ciekawie.

Jak pan ocenia zachowanie Norwega, który po konkursie w Innsbrucku w niemiły sposób wypowiedział się o Kamilu Stochu?

Tak po prostu nie wypada. Ja sam też bywałem wściekły, bo jakiś tam inny zawodnik trafił na lepsze warunki niż ja, a to ja byłem wówczas w lepszej formie. Ale takie jest życie. Przecież Kamilowi też się przytrafiają tego rodzaju sytuacje. Kluczowe jest to, w jaki sposób się z nimi obchodzi i jak na nie reaguje. I w tym momencie widzimy, że Granerud nie ma jeszcze dużego doświadczenia z takimi zdarzeniami, dlatego pojawiają się zachowania, które nie przystają. W zupełności rozumiem to, że media aż tak zainteresowały się tą całą sprawą, bo zwyczajnie nie powinno się tak robić. Myślę, że bardzo pożałował tego wywiadu i tego, że w swojej złości i frustracji zaatakował Kamila. Oczywiście zaraz potem szybko to odwołał, ale z pewnością w głowie coś zostało i mogło mu odebrać trochę swobody.

Co będzie pańskim zdaniem oznaczała wygrana Stocha w 69. Turnieju Czterech Skoczni?

Że Kamil powinien być nazywany "Królem Kamilem", bo przez lata potrafił się odnaleźć w przeróżnych sytuacjach i świetnie wykorzystywać swój talent. Bywało już w skokach wielu zawodników, i wielu jeszcze się pojawi, którzy zostali obdarowali talentem do skakania, ale którzy z jakichś powodów go nie wykorzystują. Kamil nauczył się korzystać z tego, co otrzymał od Boga, i robi to nie tylko dla samego siebie, ale też dla swojego kraju, dla młodych polskich skoczków, dla swoich kibiców. Wiele rzeczy składa się na to, że Kamil zasłużył, by nazywać go królem.

A jeśli to Granerud wygra?

Myślę, że Kamil zaakceptuje tą sytuację i będzie w stanie ocenić, co za tym stało: czy jego własny błąd, czy była to kwestia warunków, czy może po prostu Granerud przeszedł samego siebie.

Współpraca: Barbara Toczek

Czytaj także:
69. Turniej Czterech Skoczni. Znamy pary pierwszej serii konkursu w Bischofshofen. Będzie polski pojedynek
Thomas Morgenstern, legendarny skoczek z Austrii: Piotr Żyła wciąż wisi mi flaszkę [WYWIAD]

Źródło artykułu: