Adam Małysz: Za wszystko jest odpowiedzialna pandemia
W świat skoków narciarskich wdarły się nerwy i bezpardonowe słowa. Do tej pory była to dyscyplina wolna od brzydkiej walki o wynik. Winny? Koronawirus. - Nie ma kibiców, przez co atmosfera jest trochę dziwna - komentuje Adam Małysz, dyrektor w PZN.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Widziałeś mema z tobą jako Splinterem i czterema skoczkami naszej kadry w postaci żółwi ninja?
Nie słyszałem tego, ale dla mnie to olbrzymie wyróżnienie. To także wynagradza mi wszystko, co do tej pory zrobiłem. Nie tylko chłopaki są dumni z tego, co wywalczyli na TCS, ale ja jestem również bardzo dumny z nich.
Choć mało przyjemnych momentów podczas niemiecko-austriackiej imprezy było sporo. Najpierw testy, potem wypowiedź Graneruda. Jednak Polacy skakali, jakby ich to nie obchodziło.
Niektórym to tylko zwiększyło determinację i lekką złość, a te potrafią się przerodzić w "powera". Chcieli pokazać i jeszcze bardziej udowodnić, że ta początkowa decyzja o wykluczeniu naszych reprezentantów z Oberstdorfu była niesłuszna. Bez Polaków ten turniej byłby zupełnie inny.
Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata, powiedział mi niedawno, że w Oberstdorfie zawiodła komunikacja. On był przekonany, że wynik testu Klemensa Murańki był pozytywny. Taką informację dostał na początku.
Byłem w kontakcie z Sandro. Wiedziałem więcej będąc w Polsce niż on na miejscu. Niemiecki sanepid mówił coś innego niż organizatorzy. Największą winę niestety trzeba przypisać organizatorom, którzy byli totalnie nieprzygotowani na takie sytuacje. Kiedy poprosiliśmy o kolejny test, wzbudziliśmy ogromne kontrowersje. A przecież test PCR w Polsce wykazał, że Klimek nie był zakażony. Ten w Niemczech był mniej dokładny, a jednak miał podważać wszystkie dotychczasowe wyniki. A organizator wyeliminował wszystkich Polaków i już. To nie było fair. Jako argument podawano, że Polacy przyjechali jednym samochodem, tymczasem my podróżowaliśmy siedmioma. To było naprawdę dziwne.
Dziwne były też słowa Halvora Egnera Graneruda dyskredytujące umiejętności Stocha.
Ta wypowiedź miała odwrotny efekt, ale szczególnie dla Norwega.
Kamil często powtarza, że skoczkowie to jedna wielka rodzina. Chyba wszyscy czujemy podobnie będąc na zawodach. Tymczasem nagle pojawiło się mnóstwo nerwowości. Testy, słowa Graneruda, potem Schlierenzauer, który nie poddał się kontroli sprzętu. Świat skoków się zmienia?
Nie. Myślę, że za wszystko jest odpowiedzialna pandemia. Wszyscy mamy jej dość. Nie ma kibiców, przez co atmosfera jest trochę dziwna. To udziela się zawodnikom. Schlierenzauer skakał bardzo dobrze podczas treningów. Mógł się więc wkurzyć. Myślę, że gdyby byli kibice i minęłoby trochę więcej czasu od skoku do kontroli, nie zrobiłby takiego ruchu. Zresztą już za to przepraszał. Inna sprawa, że nikomu nie zrobił krzywdy. Najwyżej sobie samemu czy związkowi austriackiemu.
W kolejnych konkursach będziemy świadkami kontynuacji znakomitych wyników Stocha?
Możliwe, Kamil skacze bardzo dobrze. Zresztą nie tylko on. Nasi zawodnicy ciągle udowadniają, w jak wysokiej są formie. Szanse na kontynuację świetnych startów są duże. Nie ma czegoś takiego, że skoczkowie pokazują wysoką dyspozycję na TCS, a potem ona znika. Kamil rozpędza się coraz bardziej, z konkursu na konkurs skacze lepiej.
Czyli możemy być spokojni w kontekście mistrzostw świata, które na przełomie lutego i marca odbędą się w Oberstdorfie.
Miejmy taką nadzieję. Nie możemy też lekceważyć rywali. To są skoki, może się wydarzyć jeszcze naprawdę wszystko. Wielu zawodników nie powiedziało ostatniego słowa. Na pewno czują respekt przed Polakami, ale też ostrzą pazurki, aby pokazać, że w poszczególnych zawodach będą górą.
Musimy poprawić system, jeśli chcemy mieć następców Stocha >>
Gregor Schlierenzauer skruszony. "To była głupota" >>