Po sobotnich zmaganiach w Titisee-Neustadt polscy kibice mieli bardzo duże oczekiwania względem niedzieli. W drugim dniu rywalizacji żaden z Polaków nie stanął jednak na podium, a ponadto prezentujący świetną formę Kamil Stoch zajął dopiero 17. miejsce.
Oczywiście pojawiły się pozytywy w postaci szóstej lokaty Dawida Kubackiego oraz dziewiątej Jakuba Wolnego, lecz finalnie konkurs pozostawił spory niedosyt. Można zaryzykować stwierdzenie, że reprezentacja otrzymała od rywali sygnał, iż nie zamierzają oni oddać sukcesów za darmo.
Spokojnie do niedzielnych wydarzeń podszedł Rafał Śliż, sugerując, iż nieco słabsza postawa mogła wynikać z przemęczenia. - Kluczowe były warunki, które nie pozwoliły Polakom skakać daleko. Sami zawodnicy mówili z kolei o długim okresie wyjazdowym, co mogło wpłynąć na formę ze względu na zmęczenie psychiczne - stwierdził wiślanin.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponujące umiejętności Piotra Liska. Jest rewelacyjny
Były skoczek jest jednak spokojny o Polaków. Jego zdaniem już najbliższy weekend powinien dać kibicom powody do radości. - Chłopaki wiedzą, co mają robić. Widać po nich, że są w bardzo dobrej formie. Teraz przyjadą do domu, dzięki rodzinom odbudują się mentalnie, odpoczywając od zmagań. W Zakopanem powinno wszystko wrócić do normy - dodał Śliż.
Patrząc w historię, nie tylko Polacy zaliczyli "wpadkę". Takowa przytrafiła się m.in. Norwegii w sezonie 2003/2004. Turniej Czterech Skoczni padł wtedy łupem Sigurda Pettersena, a po konkursie w Bischofshofen Norwegowie mieli na koncie sześć zwycięstw (na dziewięć możliwych) w zawodach PŚ. Na dodatek aż sześciu zawodników przynajmniej raz zameldowało się w czołowej "dziesiątce".
W Libercu, gdzie nie pojawił się Pettersen, doszło natomiast do rozczarowania. Najwyżej sklasyfikowany był Roar Ljoekelsoey, zajmując dopiero dwunaste miejsce. Dzień później szybko wprowadzono korekty, gdyż podium osiągnął Bjoern Einar Romoeren. Na koniec sezonu z kolei Norwegowie zdobyli drugie, trzecie i czwarte miejsce w Pucharze, a ponadto cieszyli się z triumfu w Pucharze Narodów, Turnieju Nordyckim i klasyfikacji lotów (oba Ljoekelsoey).
Podobnie miała Austria w sezonie 2007/2008. Zmagania kapitalnie otworzył Thomas Morgenstern, wygrywając sześciokrotnie z rzędu. W jednej rywalizacji wszystkie miejsca w czołowej trójce zgarnęli Austriacy. Podopieczni Alexandra Pointnera łącznie przez trzynaście konkursów w serii zameldowali się na podium.
W styczniu doszło do imprezy w Harrachovie, gdzie najlepszy z kadry Morgenstern zajął "dopiero" piątą pozycję. Konkursy bez podium z reprezentantem Austrii zdarzyły się w sezonie jeszcze dwa, lecz nie miały one wpływu na końcową deklasację. "Morgi" wygrał Puchar Świata, nie tracąc koszulki lidera przez cały sezon. Gregor Schlierenzauer zajął drugie miejsce, a na dodatek w Pucharze Narodów kadra pokonała drugą Norwegię o ponad 1400 punktów.
Jeśli chodzi o Polskę, wymiar tego typu procederu miał charakter jedynkowy i oczywiście dotyczył Adama Małysza. W sezonie 2000/2001 skoczek osiągnął pięć zwycięstw z rzędu. Po nich przyszła jednak ósma lokata zdobyta na zawodach w Hakubie. "Orzeł z Wisły" wyciągnął wnioski, nie spadając w dalszej części zmagań poniżej czołowej czwórki oraz triumfując jeszcze sześciokrotnie.
Czytaj także:
Kamil Stoch wciąż drugim najlepiej zarabiającym skoczkiem sezonu
Kamil Stoch pechowcem dnia. Nerwowo między pierwszą a drugą serią