Wraca pytanie o polskie skoki. Nie tak to miało wyglądać

East News / Lukasz Kalinowski / Na zdjęciu: Klemens Murańka
East News / Lukasz Kalinowski / Na zdjęciu: Klemens Murańka

Konkursy Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem obnażyły słabość zaplecza polskich skoków. Kilka kroków do przodu wykonano, ale to wciąż za mało. Polaków, którzy wzięli udział w mistrzostwach świata, znokautowała austriacka druga liga.

Stosując porównanie piłkarskie, to tak, jakby z Bayernem Monachium (grającym bez Lewandowskiego i paru innych zawodników pierwszego składu) wygrało VfL Bochum. Albo z trochę osłabioną Legią Warszawa - Bruk-Bet Termalica. Oczywiście w sparingu, bo Puchar Kontynentalny trudno porównać do najważniejszych rozgrywek. Ale jednak.

W pierwszym konkursie na Wielkiej Krokwi wygrał Ulrich Wohlgenannt. W czołowej dziesiątce uplasowało się dwóch Polaków - szósty Stefan Hula i ósmy Klemens Murańka. W drugim konkursie znów wygrał Wohlgenannt i znów miejsca w czołówce wywalczyło dwóch naszych reprezentantów. Tym razem szósty był Maciej Kot, a dziewiąty Aleksander Zniszczoł. Hula tym razem był 14., a Murańka nie awansował do drugiej serii.

Mimo że Polacy skakali na obiekcie, który doskonale znają, ich wyniki nijak się miały do lutowych osiągnięć z niemieckiego Brotterode, gdzie Hula wygrał pierwszy konkurs, a Tomasz Pilch - drugi. Dodatkowo raz miejsce na podium wywalczył też Kot.

ZOBACZ WIDEO: Apoloniusz Tajner stanowczo o sytuacji Kamila Stocha. "Pokażą to konkursy w Planicy"

Młodsi reprezentanci Polski w Zakopanem byli zupełnie niewidoczni. Najlepiej spisali się Hula i Kot, czyli zawodnicy z dużym doświadczeniem w Pucharze Świata. Wielka nadzieja polskich skoków, wspomniany Pilch, dwa razy zajął lokatę w trzeciej dziesiątce.

- Jeśli średnie skoki pozwalają na takie wyniki, to znaczy, że mam dużą rezerwę. Na pewno będę walczyć do samego końca. Chodzi o to, aby pozytywnie zakończyć sezon. Dobre rezultaty uzyskane teraz pomogą mi wejść z wyższego poziomu w przygotowania do sezonu olimpijskiego. Pierwszy krok to dostać się do składu na igrzyska. Drugi to walczyć o medale. Niektórzy zwątpili w moją motywację, ale prawda jest taka, że teraz pracuję jeszcze ciężej. Nie daję za wygraną. Nie wszystko układa się po naszej myśli, ale nie można się poddawać - mówił po konkursach w Brotterode Kot.

- Okazało się, że największym problemem była jednak głowa. Sam od siebie za dużo wymagałem. To błąd. Teraz nie było presji, pojechałem na luzie. Wiedziałem, że to końcówka sezonu, więc niczym się nie przejmowałem. Chciałem skakać tak, jak na treningach. I to zadziałało - cieszył się po niemieckim konkursie Pilch.

Te optymistyczne wypowiedzi wskazują, że Polacy są na dobrej drodze do podwyższenia formy. Niestety w Zakopanem ani trochę nie było tego widać. Szczególnie na tle rewelacyjnie dysponowanych Austriaków.

- W pierwszym konkursie starałem się robić to, co na treningach. To, co cały czas udoskonalamy. I widać, że to jeszcze nie do końca funkcjonuje. Na drugi konkurs poszedłem z innym planem - skakać tak, jak tylko potrafię. I są zupełnie inne efekty - przyznał Kot po zawodach w Zakopanem na antenie TVP Sport. - To dla mnie frustrujące, że włożona praca nie daje rezultatów, a gdy zmieniam na coś, co w teorii nie powinno działać, przynosi efekt.

Świadomość błędów i analiza skoków, jak widać, jest. Sezon kończy się jednak już za dwa tygodnie. I choć po zakopiańskich konkursach wróciło pytanie o stan zaplecza polskich skoków, początek przygotowań do kolejnego sezonu to nowe nadzieje na poprawę błędów.

I nowe nadzieje dla polskich kibiców.

Źródło artykułu: