Rekordzista Wielkiej Krokwi zbiera na dalszą karierę. Pomagają mu polscy fani!

Benjamin Oestvold w marcu skoczył na Wielkiej Krokwi 150 metrów, zostając jej nieoficjalnym rekordzistą. A potem... musiał iść do pracy. Chcąc ratować karierę, założył też zbiórkę. WP SportoweFakty zapytały Norwega, co robi i co dalej ze skakaniem.

Piotr Koźmiński
Piotr Koźmiński
Benjamin Oestvold Newspix / Tadeusz Mieczynski / Na zdjęciu: Benjamin Oestvold
Na polskiej ziemi nikt nigdy nie wykonał tak dalekiego skoku. Ani Adam Małysz, ani Kamil Stoch, ani żaden z wielu świetnych zagranicznych skoczków, którzy "przewinęli" się przez Wielką Krokiew.

W marcu tego roku, w trakcie sesji próbnej przed konkursem Pucharu Kontynentalnego, Benjamin Oestvold poszybował na 150 metrów, zostając nieoficjalnym rekordzistą obiektu.

Minęło kilka miesięcy i z tamtej euforii zostało niewiele. Oestvold nie załapał się do norweskiej kadry A, a to oznacza, że nie otrzymuje pomocy finansowej z norweskiego związku. Ergo: musi radzić sobie sam. 20-latek założył więc w internecie zbiórkę, poszedł też do pracy, choć pogodzenie tego na dłuższą metę jest po prostu niemożliwe. Czy uda mu się uratować karierę? Norwegowi starają się pomóc między innymi Polacy.

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Zacznijmy od czegoś przyjemnego, czyli twojego niesamowitego skoku w Zakopanem. Jak go dziś wspominasz?

Benjamin Oestvold, nieoficjalny rekordzista Wielkiej Krokwi: To było coś niesamowitego. I to pod kilkoma względami. Wiatr był wtedy bardzo mocny, często zmieniał kierunek, ale docierały do nas, tam na górę, informacje, iż można będzie oddać bardzo daleki skok. I to się sprawdziło. Byłem wówczas bardzo wysoko w powietrzu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera

No właśnie, podkreślano to w komentarzach. To, że w pewnym momencie byłeś niezwykle wysoko w powietrzu.

Wtedy, można powiedzieć, żarty się skończyły. Zacząłem robić wszystko, aby obniżyć pułap lotu, bo mogło się zrobić niebezpiecznie.

No właśnie. Czy był moment w trakcie tego skoku, że się wystraszyłeś, nie wiedząc, jak to się skończy?

Tak. Przez 2-3 sekundy poczułem się mocno zaniepokojony. Ale powiem szczerze: lądowanie okazało się nawet łatwiejsze, niż przypuszczałem. Dlatego ten skok pozostaje w mojej pamięci jako coś wyjątkowego. 150 metrów... Tam naprawdę można skakać bardzo daleko.

To był najdłuższy skok w twojej karierze.

Wtedy tak. Potem skakałem na mamucie w Planicy i uzyskałem 220,5 metra. To mój rekord.

Ten skok z Zakopanego to piękne wspomnienie, ale teraźniejszość jest niestety trudniejsza. Doszło do tego, że aby ratować karierę, założyłeś zbiórkę w internecie.

W Norwegii finansowanie ma tylko kadra A, okrojona zresztą do sześciu osób. Pozostali muszą sobie radzić sami, w sensie zorganizować fundusze, aby móc skakać. Dla mnie skoki to cały świat, wielkie marzenie od lat, nie chcę z niego rezygnować, więc robię, co mogę.

Założyłeś zbiórkę z celem 15 tysięcy koron norweskich, to niecałe 7 tysięcy złotych, czyli niedużo. Aż się wierzyć nie chce, że to miałoby wystarczyć.

Nie wystarczy, to tylko część budżetu. Ale wiadomo, że w dzisiejszych czasach nie jest łatwo zbierać pieniądze. Wpisałem określoną kwotę, choć wiadomo, że chciałbym zebrać jak najwięcej, w sensie tyle, aby móc uratować karierę. Poszedłem też do pracy, z wypłaty finansuję moje skakanie, szukam też sponsorów.

A co robisz na co dzień, w sensie pracy, o której wspomniałeś?

Pracuję w fabryce. Produkujemy, a następnie scalamy rury, którymi potem, pod ziemią płynie woda.

To jak wygląda twój dzień?

Wstaję o piątej rano i robię trening, coś a la siłownia. O siódmej jestem w pracy, którą kończę o piętnastej. O siedemnastej znów trening.

Jeśli to skakanie ma być na poważnym poziomie, to ciężko to będzie pogodzić.

Dokładnie. Stąd moje działania na różnych kierunkach. Wspomniana zbiórka, szukanie sponsorów. Przy okazji: jeśli jakaś polska firma byłaby zainteresowana reklamą na moim stroju, to oczywiście jestem bardzo otwarty na takie rozwiązanie.

A właśnie. Widziałem, że wśród wpłacających są Polacy.

Tak. I bardzo im za to dziękuję. Wiem, jak polscy kibice kochają skoki. Rozumiem to, bo mam tak samo. Moim marzeniem było i jest zostać mistrzem świata w lotach narciarskich. Lubię dalekie skoki, choć tak może chyba powiedzieć o sobie każdy skoczek. Moim idolem jest Stefan Kraft, właśnie dlatego, że tak pięknie potrafi latać. To właśnie on ma przecież rekord długości skoku, 253,5 metra. Natomiast oczywiście doskonale znam i szanuję też polskich skoczków. To wręcz niesamowite jak Kamil Stoch przez wiele lat potrafi utrzymać tak imponujący poziom.

U was też eksplodował jeden z talentów. Czy Halvor Granerud zaskoczył również ciebie?

To znaczy tak: już latem wiedzieliśmy, że jest mocny, ale oczywiście. W jakimś sensie zaskoczył i mnie, bo chyba nikt się nie spodziewał, że będzie wygrywał tak wiele, tak często. Super, bardzo się cieszę, że zrealizował swoje marzenia. Natomiast ja nie chciałbym zrezygnować ze swoich. Przez 4 lata borykałem się z kontuzją kolana, dopiero ostatni sezon był pierwszym, gdy uraz mi nie przeszkadzał. Mam wielką nadzieję, że jeśli chodzi o skoki narciarskie, to nie wszystko dla mnie stracone. Stąd moje działania, żeby ratować karierę.

Czytaj także:
Polscy skoczkowie zaszczepieni
Kamil Stoch w "Drużynie Mistrzów"

***
Benjamin Oestvold jako cel zbiórki wpisał 15 tysięcy koron norweskich. Link do zbiórki tutaj

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×