Piotr Żyła trafił na niekorzystne warunki. Nie był w stanie odlecieć, kiedy wiatr wiał w plecy, a on do tego popełnił kilka mniejszych błędów podczas skoku. Kamil Stoch również nie miał szczęścia, ale podobno też niedostatecznie mocno uwierzył w to, że może wywalczyć olimpijski medal. I chociaż im także, za ciężką pracę, należał się krążek, to właśnie Dawid Kubacki, swoim spokojem ducha, odniósł największy sukces w karierze.
Największy, bo jak twierdzi, medal wywalczony podczas igrzysk smakuje szczególnie. A przecież jest zarówno zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni, jak i mistrzem świata. Musi wiedzieć, co mówi. W dodatku warunki fizyczne Dawida nigdy nie były oceniane szczególnie wysoko. Zawsze więcej w tym względzie mówiło się o Kamilu i, w szczególności, o Piotrze. Dawid ciężką pracą najpierw osiągnął niezwykle wysoki pułap jakości swoich skoków, a kiedy przyszedł dołek formy, nie załamał się. Robił swoje. Wciąż powtarzał, że do optimum nie brakuje wiele. W niedzielę okazało się, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w którym miejscu swojej kariery się znajduje.
Stoch zresztą też wywalczył bardzo wysoką lokatę (6.). Przecież do tej pory miał nieudany sezon. Potem przyplątała się kontuzja. A Piotrowi i Dawidowi - koronawirus. Wreszcie, kiedy Polacy przedstawili światu swoje nowe buty, korzystając z nich podczas konkursu w Willingen, wkroczył Stefan Horngacher, który zgłosił co do nich wątpliwości. Czy miał rację, czy nie, zasadny wydaje się komentarz Kamila Stocha, który stwierdził wprost, że zachowanie Austraka było dziecinne, a donosić można w przedszkolu. W dorosłym życiu sprawę wyjaśnia się między sobą.
ZOBACZ WIDEO: Polak dokonał niemożliwego. Mateusz Sochowicz wystartuje na igrzyskach mimo fatalnego wypadku
Ja tylko dodam, że żaden z Niemców nie wywalczył miejsca w czołowej dziesiątce niedzielnego konkursu olimpijskiego. Nie wiem, czy wynika to z tego, że Horngacher za bardzo obserwował przeciwników, a za mało własnych podopiecznych, ale być może będzie to dla niego jakaś nauczka.
Na szczęście dziś nie ma miejsca na antagonizowanie. Dziś trzeba się cieszyć. Bo mimo niezłych treningów i kwalifikacji w wykonaniu Polaków, trudno było przypuszczać, że po tak trudnej pierwszej części sezonu, wrócimy z Pekinu z medalem. A to właśnie się dzieje. W dodatku to dopiero pierwszy konkurs. Poza mikstem, czeka nas jeszcze indywidualna rywalizacja na dużej skoczni. No i konkurs drużynowy, na który po tym, czego dokonali Polacy 6 lutego, można spojrzeć z większą nadzieją niż dotychczas.
Co to był za dzień dla Polaków! Zobacz podsumowanie niedzieli w Pekinie >>