Już od pierwszych serii treningowych wiadome było, że Słoweńcy chcą odegrać w Vikersund kluczową rolę. Skakali jak natchnieni. Robert Hrgota miał problem z wybraniem czwórki, która miała bić się o medale. Zapanował przesyt bogactwa. Cene Prevc, który nie został powołany do drużyny, pełnił rolę przedskoczka i podczas swoich prób osiągał 240-metrowe odległości. Jego wyniki podkreślają tylko siłę drużyny.
Po pierwszym dniu rywalizacji indywidualnej prowadził Marius Lindvik, przed Stefanem Kraftem i Domenem Prevcem. Z trybun podrywał jednak wszystkich podczas swoich prób Timi Zajc, który w ciągu czterech prób skoczył łącznie najdalej. Gdyby nie słabsze noty sędziowskie spowodowane niepewnym lądowaniem, biłby się o złoto. Ostatecznie przypadło mu srebro, co i tak jest rewelacyjnym wynikiem. W ubiegłym sezonie został wykluczony z rywalizacji, w tym zapisał się w historii wielkimi literami.
Duże słowa uznania należą się także Domenowi Prevcowi. W Pucharze Świata wywalczył on zaledwie kilka punktów, jednak kiedy przychodzi do lotów na mamucich obiektach, staje się odmienionym zawodnikiem. Tak było i tym razem. Ukończył rywalizację na szóstym miejscu. Dwa oczka wyżej został sklasyfikowany jego brat Peter, a za jego plecami uplasował się Anze Lanisek. Po rywalizacji indywidualnej wiadome było, że są oni faworytami do złota w rywalizacji drużynowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zimowa wyprawa żony skoczka. I to nie byle jaka!
Niespodzianki nie było. Po fantastycznych ośmiu próbach Słoweńcy stanęli na najwyższym stopniu podium. Zdeklasowali rywali. Reprezentację Niemiec pokonali aż o 128 pkt. Jest to największa przewaga w historii mistrzostw świata w lotach. Reprezentacja Słowenii także po raz pierwszy wygrała rywalizację drużynową na tej imprezie. Do niedzielnego konkursu z wygranych cieszyli się jedynie Austriacy i Norwegowie.
- Cały weekend był dla nas świetny. Byliśmy jedynymi faworytami do zwycięstwa, jednak w skokach narciarskich do ostatniego skoku tak naprawdę nie można być niczego pewnym. Wiedzieliśmy, że jedna pomyłka może nas wykluczyć z gry o medal. Byliśmy skoncentrowani i cieszymy się, że wywalczyliśmy ten sukces – mówił po konkursie Peter Prevc dla TVP Sport. Jeszcze dwa lata temu taka dominacja Słoweńców wydawała się czymś nierealnym.
Podczas MŚwL w Planicy w 2020 roku Słoweńcy odgrywali drugoplanowe role. Kadra przechodziła wówczas kryzys spowodowany zwolnieniem ze stanowiska trenera Gorazda Bertoncelja. Przyczynił się do tego post Timiego Zajca, który zamieścił w mediach społecznościowych po słabym występie w pierwszej części rywalizacji.
"Niestety dzisiaj wszystko się rozpadło. Trenowałem przez całe lato, aby dzisiaj dolecieć do pierwszej linii. Myślę, że trenerzy muszą wziąć za siebie odpowiedzialność" – pisał zdenerwowany skoczek. Konsekwencją było wyrzucenie go z drużyny. Na powrót czekał półtora miesiąca.
Nie tylko Zajc zaliczył słaby występ w Planicy. Żaden ze Słoweńców nie ukończył rywalizacji w czołowej dziesiątce. Najwyżej sklasyfikowany był Anze Lanisek, który zajął 12. miejsce. Bor Pavlovcic był 20., a Domen Prevc 21. Zajca nie dopuszczono do drugiej części rywalizacji, przez co zajął ostatecznie 30. pozycję.
Drużynowo było nieco lepiej, jednak też nie rewelacyjnie. Słowenia ukończyła zawody na czwartym miejscu, tracąc do podium ponad 50 punktów. Nie tak wybitni lotnicy wyobrażali sobie mistrzostwa. Postawienie Hrgoty na pozycji selekcjonera okazało się jednak dobrym posunięciem. W półtora roku stworzył on drużynę tak silną, że z bólem serca musi wybierać czołową czwórkę, wiedząc, że pozostali wcale nie odstają. Historia Słoweńców jest niczym horror z happy endem.
- Udało nam się przygotować dobrą formę na tę imprezę. Nie wystraszyliśmy się skoczni ani presji. Od pierwszego skoku wiedzieliśmy, że dobrze się tu czuliśmy. I tyle wystarczy - gdy skoczek dobrze się czuje w locie, gdy czerpie przyjemność z tego co robi, to rośnie jego pewność siebie. A tego potrzebujesz właśnie najbardziej do lotów narciarskich - pewności siebie. A tego moim chłopakom w tej chwili na pewno nie brakuje – mówił zadowolony szkoleniowiec po zakończeniu tegorocznych mistrzostw dla portalu skijumping.pl.
Przed zawodnikami ostatnie dwa tygodnie Pucharu Świata. Do końca sezonu skoczkowie będą rywalizować na skoczniach mamucich. Słoweńcy udowodnili, że na tych obiektach czują się jak ryba w wodzie. Można się więc spodziewać kolejnych fantastycznych i dalekich prób z ich strony.
Czytaj także:
-Pojedyncze przebłyski nie wystarczyły. Polacy zawiedli w Vikersund
-Małysz zaskoczył ws. Doleżala. "To bardzo możliwe"