"Właśnie się rozpadł". Kubacki mówi wprost

- Dopuszczam do siebie myśl, że będzie nowy trener i zacznie wprowadzać swoje zasady, które będą skuteczne - podkreśla Dawid Kubacki. Jednocześnie podkreśla, że związek zawalił komunikację z zawodnikami. I ten stan trwa do teraz.

Dawid Góra
Dawid Góra
Dawid Kubacki Newspix / EXPA/ Tadeusz Mieczynski / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Na co liczysz w sprawie spotkania prezydium Polskiego Związku Narciarskiego w Krakowie?


Dawid Kubacki: Jeśli chodzi o spotkanie w Krakowie, dowiaduję się o nim z przekazów medialnych. Jak do tej pory nikt się ze mną nie kontaktował w tej sprawie. Nie mamy informacji, że jesteśmy tam mile widziani. Ale może jeszcze ktoś się odezwie, zawsze trzeba dać czas na podjęcie pewnych decyzji [rozmowa przeprowadzona w poniedziałek - przyp. red.].

Moim zdaniem związek w pierwszej kolejności powinien wysłuchać zawodników i sztabu. Chcemy wyrazić nasze zdanie, wytłumaczyć, dlaczego ta zima nie poszła po naszej myśli. Liczę na to, że ewentualne spotkanie ze związkiem załagodzi całą sytuację. Bo sztab i my, zawodnicy, zostaliśmy pominięci. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim po konkursach w Planicy. Nie było z tym problemu. Tyle że decyzje podjęto wcześniej. A więc i tak już nic się nie zmieni. Podstawowy błąd komunikacyjny polegał na tym, że żaden z zawodników nie miał informacji o planach związku. Do dziś nie wiemy, jak będzie wyglądać nasza przyszłość. A przecież jesteśmy w tym sporcie od lat.

Przyzwyczailiśmy się do systemu wypracowanego przez trenera Stefana Horngachera, również w kontekście młodzieży. Ten system właśnie się rozpadł. W środę pasowałoby iść na pierwszy trening po sezonie, a my nie wiemy, czy on się odbędzie, z kim, na jakich zasadach. To wszystko wymaga wyjaśnienia. Dlatego wiążę duże nadzieje ze spotkaniem z działaczami. Liczę, że będziemy w stanie spokojnie wszystko sobie wytłumaczyć i wyjaśnić nieścisłości.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kowalczyk zaskoczyła fanów. Zdobyła szczyt w krótkich spodenkach

Gdyby to od samego początku było tak zrobione, że zarząd z nami dyskutuje, a potem po wysłuchaniu naszych argumentów, podejmuje decyzję, nie byłoby całej burzy. Przecież wszyscy jedziemy na jednym wózku. Nie jesteśmy przeciwko związkowi. I wierzę, że związek nie jest przeciwko nam. Bez nas nie ma związku, a bez związku nie ma nas.

Pogodziłeś się z myślą, że od nowego sezonu będziesz mieć innego trenera?

To nie jest proste. Łatwiej byłoby się z tym pogodzić, gdybyśmy posiadali jakiekolwiek informacje, z kim i jak dalej to będzie wyglądać. Teraz nawet nie ma do czego się odnosić. Trudno pogodzić się z taką sytuacją. Jeśli zostanie tak, że umowa z Michalem nie będzie przedłużona, będziemy mogli cokolwiek powiedzieć dopiero, kiedy dowiemy się, z kim i jak mamy pracować.

Ty w Planicy wypowiadałeś się dość powściągliwie. Ale Kamil używał mocniejszych słów. Nie mówiąc już o Piotrku, który ledwie opanował się przed użyciem wulgaryzmów. Mówił nawet coś o "leśnych dziadkach" w PZN. Dziś wszystko wybrzmiałoby inaczej?

Nie wiem, czy Kamil i Piotrek teraz użyliby innych sformułowań. Ale faktycznie padło dużo mocnych słów. W tym wszystkim było wiele emocji. A przecież Kamil potrafi, nawet w emocjach, doskonale dobierać słowa. To tylko pokazuje, jak bardzo ta sytuacja nas dotknęła. Ja staram się być dyplomatą. Bo przecież nie chodzi o to, żeby krzyczeć, kto zawinił. Naszym celem jest, aby władze związku usłyszały nasz głos. Personalne wycieczki nie są potrzebne. Mnie udało się tego uniknąć.

Uważam, że każdy ma prawo popełnić błąd. I każdy ma prawo ten błąd naprawić i się z niego wytłumaczyć. Powiedziałem, co mi leżało na sercu. Mam nadzieję, że przy tej okazji nikogo nie obraziłem, bo to na pewno nie był mój cel.

Wyobrażasz sobie swoją dalszą współpracę w tej kadrze i z tym związkiem?

Zawodnicy nie współpracują bezpośrednio ze związkiem. Jest wiele osób w PZN, z którymi się znamy, są na zawodach, przyjeżdżają coś nam zakomunikować czy przekazać, ale to nie jest bezpośrednia współpraca. Natomiast my nie mamy żadnej "kosy" ze związkiem. W PZN jest wiele osób, które świetnie wykonują swoją robotę. Dlatego po sezonie im też podziękowałem za wsparcie. To, że mamy ciuchy, w których możemy chodzić, flotę samochodów, aby bezpiecznie i komfortowo dojechać na zawody, zorganizowane bilety lotnicze i trasy, jakimi się poruszamy, to wszystko zasługa i praca związku.

Na nasze sukcesy pracuje masa ludzi, których w mediach nie widać. W tym względzie nikomu nic nie zarzucam. A jeśli chodzi o kwestię, o którą pytałeś wcześniej, były popełnione błędy, które doprowadziły do obecnej sytuacji. I trener czy sztab powinni mieć możliwość zabrania głosu ws. naszych wyników w minionym sezonie. I tak samo związek ze swoich błędów może się wytłumaczyć. Potem nadal będziemy wspólnie pracować.

Będziesz w stanie właściwie przygotować się do sezonu po aferze, która wylała się w mediach?

Nie wiem, bo nie wiem, w jaki sposób i z kim będę pracować. Bez takiej informacji trudno mi cokolwiek ocenić. Bronimy trenera, bo został potraktowany niewłaściwie. Gdyby trener nadal z nami pracował, musielibyśmy zastosować zmiany, które sprawią, że rezultaty sportowe będą zgodne z naszymi możliwościami. Michal miał pomysł, jak podnieść naszą formę. W normalnej sytuacji, wrócilibyśmy do domu i za trzy dni wznowili treningi oraz zaczęli przygotowania do kolejnego sezonu. A teraz nie wiemy, co mamy robić.

Dopuszczam do siebie myśl, że będzie nowy trener i zacznie wprowadzać swoje zasady, które będą skuteczne. Podczas spotkania w Planicy usłyszeliśmy, że każdy trener, z jakim byśmy pracowali, chciałby naszego dobra i dobrych wyników. Będzie dążyć do sukcesów i naszego rozwoju. To prawda, trudno sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Ale tak samo wiem, że gdyby Michal dostał szansę, to z takim samym nastawieniem podszedłby do nowego sezonu, co nowy trener.

Powstała opinia, że Michal Doleżal dawał sobie wchodzić na głowę. A główny trener powinien mieć silną osobowość, nie powinien być kumplem zawodników.

Między szefem i kumplem może być bardzo cienka granica. Zasady naszej współpracy były podobne, jak w czasach Stefana Horngachera. On był naszym szefem. Kiedy trzeba było opieprzyć, to opieprzał. Ale jak był czas na żarty, to wspólnie żartowaliśmy. Byliśmy więc kolegami. Mogliśmy przyjść i pogadać ze Stefanem, kiedy tylko potrzebowaliśmy. Z Michalem to działało tak samo. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby ktoś trenerowi powiedział, że się nie zna i on będzie pracować po swojemu. To trener ma pomysł na zawodników i on nimi rządzi.

Z boku nasze relacje mogły wyglądać koleżeńsko, bo akurat ja jestem zawodnikiem, który często ma wątpliwości. Dlatego też chodziłem na rozmowy do Michala i prosiłem, aby coś mi wytłumaczył. Mówię o kwestiach technicznych. Ale gdyby trener powiedział mi nagle, że mam zjeżdżać do progu tyłem, to jednak podrapałbym się po głowie i powiedział, że to chyba nie zadziała.

W mediach dostało się też Grzegorzowi Sobczykowi, asystentowi Doleżala. To on miał "rządzić" kadrą.

To też mogło z boku wyglądać inaczej niż było w rzeczywistości. W sytuacji, kiedy mamy trenera głównego, który mieszka w Czechach, na miejscu trzeba przypilnować treningu. Od tego jest właśnie asystent. A przecież Grzesiek nigdzie tą pracą się nie chwalił. A wykonał kawał dobrej roboty, choćby w zakresie logistyki. Kiedy uderzył w nas początek pandemii, a wszystkie siłownie się zamknęły, on szukał miejsca, gdzie moglibyśmy trenować. Chodził i dzwonił po hotelach, próbował załatwić miejsce, w którym moglibyśmy komfortowo ćwiczyć. Żadna siłownia nie chciała się na to zgodzić, bo funkcjonowały potężne kary. Wystarczyło, że ktoś by nas zauważył i już mogła przyjść policja. Grzesiek załatwił więc garaż u swojego teścia, gdzie mogliśmy przywieźć sprzęt i spokojnie trenować. Gdyby tego nie było, musiałbym ćwiczyć na zewnątrz. A wtedy jeszcze zalegał śnieg. Nie miałem wtedy miejsca w domu, aby trenować. A ćwiczenia na śniegu mogłyby skończyć się kontuzją.

Dlatego z zewnątrz mogło to wyglądać tak, że Grzesiek przejmował pałeczkę. Ale on po prostu robił to, do czego nie jest powołany główny trener. Asystenci odciążali też Michala, który nie miał możliwości jeżdżenia po świecie i szukania nowinek technicznych. Od tego są właśnie drudzy trenerzy.

A skąd się wzięła krytyka wymierzona w Adama Małysza?

Adam, jako pracownik PZN, jest oddelegowany do kontaktu między związkiem a kadrami. Więc jeśli wyszedł błąd komunikacyjny, to zwrócono się w kierunku Adama, bo on odpowiadał za komunikację. W Planicy dostaliśmy jasną informację, że to Adam miał spotkać się z trenerem i dowiedzieć, jaki ma plan na przyszłość.

Teraz najważniejsze, żeby usiąść i porozmawiać. Bez nerwów i niepotrzebnych emocji. Wszystkie informacje trzeba scalić w jedno i wspólnie zastanowić się, co dalej.

Kto brylował w roku olimpijskim? Oto najwięksi wygrani i przegrani sezonu >>
Sezon dobiegł końca. Tyle zarobili polscy skoczkowie >>

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×