W tym artykule dowiesz się o:
Uwaga polskich kibiców będzie skupiona przede wszystkim na Kamilu Stochu i Piotrze Żyle. Z drugiego szeregu zaatakować może jednak nie kto inny jak Dawid Kubacki. Nowotarżanin tuż przed inauguracją 67. edycji TCS zasygnalizował zwyżkę formy. W Engelbergu miał tylko jeden słabszy skok. Poza tym skakał naprawdę dobrze i zajął 13. oraz 5. miejsce. Tydzień później na mistrzostwach Polski przegrał tylko z rewelacyjnym Kamilem Stochem. Rok temu do ostatniego konkursu turnieju w Bischofshofen walczył o końcowe podium zawodów. Teraz taki scenariusz również jest bardzo prawdopodobny.
U naszych zachodnich sąsiadów nie tylko Karl Geiger wymieniany jest w gronie faworytów turnieju. Głośno mówi się także o Stephanie Leyhe. 26-latek przeżywa swój najlepszy sezon w karierze. W siedmiu indywidualnych konkursach Pucharu Świata aż cztery razy był w najlepszej szóstce, w tym raz - w Wiśle - na drugim stopniu podium. Zdarzają mu się jednak wpadki, jak np 25. miejsce w Niżnym Tagile. Jeśli rzeczywiście Leyhe chce się liczyć w 67. TCS, na tak odległe pozycje nie może sobie pozwolić.
Po wygraniu inauguracji sezonu w Wiśle, wydawało się, że to właśnie Klimow będzie głównym faworytem 67. edycji niemiecko-austriackich zmagań. Żółta koszulka i duże zainteresowanie wokół jego osoby nieco przygniotło Klimowa. Na tyle, że w Kuusamo wylądował w czwartej i trzeciej dziesiątce. 24-latek z Perm szybko jednak pozbierał się i w trzech ostatnich konkursach PŚ nie wypadł z czołowej ósemki. W Niemczech i Austrii zaatakuje z drugiego szeregu, podobnie jak na inaugurację sezonu w Wiśle, a a taka rola bardzo mu odpowiada.
Nowy trener austriackiej reprezentacji Andreas Felder miał przywrócić blask byłej potędze skoków narciarskich. Na razie odzyskiwanie formy idzie jednak jak po grudzie. Pokazał się Daniel Huber (między innymi trzeci w Engelbergu), ale jego forma nie jest ustabilizowana na tyle, żeby móc realnie postawić go w gronie faworytów turnieju. Dlatego jeśli któryś z Austriaków ma sprawić niespodziankę będzie to raczej Stefan Kraft. Po pierwsze w Engelbergu w niektórych skokach prezentował dyspozycję sprzed lat, a po drugie zna smak zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni z sezonu 2014/2015.
Popularny wąsacz z Norwegii miał być w tym sezonie jednym z najgroźniejszych rywali Kamila Stocha. Na razie nie do końca tak jest, choć nadal z 28-latkiem z Lillehammer trzeba się liczyć. Nie skacze wybitnie, ale dobrze. W siedmiu konkursach tylko dwa razy był poza czołową dziesiątką. Jeśli zatem do niezłej regularności Johansson dołoży trochę błysku w swoich skokach (na który go na pewno stać), to już w 67. Turnieju Czterech Skoczni może wmieszać się do walki z najlepszymi.
ZOBACZ WIDEO: Polacy zaskoczyli podczas lotów narciarskich. "Loty to pewna nagroda i frajda"