Do trzech razy sztuka. Aleksandra Król otwarcie mówi o olimpijskim medalu w Pekinie

Newspix / Ulrik Pedersen/NurPhoto via ZUMA Press / Na zdjęciu: Aleksandra Król
Newspix / Ulrik Pedersen/NurPhoto via ZUMA Press / Na zdjęciu: Aleksandra Król

- Medal olimpijski jak najbardziej jest w moim zasięgu - otwarcie mówi snowboardzistka Aleksandra Król. Za 28-latką najlepszy sezon w karierze, w którym jednak pojawił się niedosyt związany z występem na mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych.

W tym artykule dowiesz się o:

Kariera najlepszej obecnie polskiej snowboardzistki kilkanaście lat temu zawisła na włosku. Jej upór w dążeniu do celu sprawił, że w 2017 roku została mistrzynią Uniwersjady w Ałmatach oraz dwukrotnie wystartowała na igrzyskach olimpijskich. Za trzy lata w Pekinie zrobi wszystko, aby wywalczyć pierwszy dla Polski medal w snowboardzie. 

Adrian Nuckowski, WP SportoweFakty: Czy pamięta pani co wydarzyło się 23 lutego 2013 roku?

Aleksandra Król: Nie. Musi mi pan przypomnieć (śmiech).

Pierwsze podium w zawodach PŚ (2. miejsce w Moskwie - przyp. red.)

No tak. Zgadza się.

Był to przełomowy moment w karierze?

Oczywiście. Poczułam wtedy, że ciężka praca, jaką wykonuję na treningach ma sens i w końcu pokazałam w zawodach na co mnie stać. Każde pierwsze podium jest niesamowite. Pamiętam, że długo się cieszyłam z tego osiągnięcia.

Czytaj także: Prawie 5 mln widzów PŚ w skokach narciarskich. To o 150 tys. mniej niż w sezonie 2017/18
 
Dwukrotnie wystartowała pani na igrzyskach olimpijskich (Soczi 2014, Pjongczang 2018 - przyp. red.). Jakie emocje towarzyszyły pani przed startem na imprezie marzeń dla każdego sportowca?

Na moich pierwszych igrzyskach byłam trochę zestresowana. Kompletnie nie trafiłam tam w dodatku z formą i start w Soczi zupełnie mi nie wyszedł, przez co byłam bardzo zawiedziona. Do występu w Korei podeszłam już bogatsza o zebrane wcześniej doświadczenia. Dzięki temu, że bardziej traktowałam je jak normalne zawody, to w ogóle nie odczuwałam stresu. Super jest przeżyć taką imprezę jak igrzyska. Już teraz nie mogę doczekać się kolejnego startu na olimpiadzie. Szkoda tylko, że trzeba tak długo czekać.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Nowa rola Lewandowskiego w kadrze. "Byłem zachwycony tym co pokazał!"

W sezonie 2018/2019 powróciła pani po prawie sześciu latach na podium Pucharu Świata. Czy był to dla pani najlepszy sezon w dotychczasowej karierze?

Myślę, że tak. Regularnie wchodziłam do czołowej "16", więc jestem już w tej ścisłej czołówce zawodniczek, prezentujących bardzo zbliżony poziom. Tak jak pan wspomniał, stanęłam po długim czasie ponownie na podium, więc te wyniki naprawdę były dla mnie zadowalające. Trochę miałam niedosyt po swoim występie na mistrzostwach świata w Park City, gdzie jechałam po medal. Oczywiście ósme miejsce, jakie zajęłam w mojej ulubionej konkurencji nie jest złe, natomiast moje aspiracje były trochę wyższe. Niestety jeden błąd zadecydował o wielu kwestiach i przez własną głupotę przegrałam ten medal. Po tym występie moja motywacja do dalszej części sezonu zmalała, jednak parę dni później zajęłam czwarte miejsce w Chinach, które mnie odbudowało. Nie ukrywam jednak, że mistrzostwa świata pozostawiły pewną rysę w najlepszym jak dotąd dla mnie sezonie.

Medal igrzysk olimpijskich w Pekinie to jest na ten moment cel, jaki motywuje panią do jeszcze cięższej pracy?

Zdecydowanie tak. Pokazałam, że jestem w stanie stawać na podium zawodów Pucharu Świata oraz regularnie utrzymywać się w ścisłej czołówce. Dużo będzie zależało od dyspozycji dnia, ale jeśli wszystko przebiegnie po mojej myśli, to nie widzę przeszkód w zdobyciu tego medalu. Jest on jak najbardziej w moim zasięgu.
 
W którym momencie swojego życia zakochała się pani w snowboardzie? 
 
W wieku siedmiu lat zamieniłam narty na deskę i od tego się zaczęło. Inspiracją dla mnie był także mój starszy brat, który od dłuższego czasu uprawiał snowboard. Pewnego razu, gdy pojechałam z rodzicami na narty do Austrii bardzo chciałam, aby wypożyczyli mi deskę i skończyło się na tym, że udało mi się ich namówić. Powiedziałam im też, że już nigdy nie ubiorę nart. I tak mi zostało do dziś.

Dlaczego pani zdaniem mało mówi się o snowboardzie w polskich mediach?
  
Też mnie to dziwi, gdyż jest to bardzo popularna dyscyplina sportu w naszym kraju. Wydaję mi się, że większy rozgłos zapewniłyby takie sukcesy jak np. w skokach narciarskich. I tak nie ma co narzekać, ponieważ zawody snowboardowe są transmitowane w polskiej telewizji, przez co dostaję coraz większą liczbę wiadomości od ludzi. To pokazuje, że zainteresowanie tą dyscypliną wzrasta.

Na początku kariery doznała pani ciężkiej kontuzji nogi, która w konsekwencji spowodowała dwuletnią przerwę w treningach. To był najtrudniejszy moment w dotychczasowej  karierze? Pojawiły się chwile zwątpienia?

Wtedy tak. Teraz jak sobie o tym wszystkim myślę to byłam bardzo młoda i lepiej, że przytrafiła się wtedy, niż żebym doznała jej teraz. W czasie kiedy odniosłam kontuzję byłam bardzo załamana, jednak wsparcie rodziny i przyjaciół dodawało mi sił. Bardzo mnie to motywowało i powiedziałam sobie w pewnym momencie, że wrócę silniejsza. No i udało się.

Jak wygląda tydzień Aleksandry Król w trakcie sezonu zimowego?
 
Jeśli chodzi o tydzień startowy, to już od grudnia przebywamy poza Polską i trenujemy w miejscach, gdzie czekają nas zawody. Zazwyczaj wygląda to tak, że rano wstajemy, idziemy potrenować na śniegu, następnie chwila odpoczynku i siłownia. Wiadomo, że nie jest to tak intensywny trening, jak w trakcie okresu przygotowawczego, ale musimy go odbyć. Później robimy przygotowania ze sprzętem, czasami także w tracie wyjazdów odwiedzamy fizjoterapeutę, no i potem trzeba iść spać. Tak to wygląda codziennie.

Przez jaki okres czasu przebywa pani poza domem w ciągu roku?
 
Myślę, że tak około ośmiu miesięcy.

Jak spędza pani wolny czas? Także na sportowo?
 
Jestem uzależniona od sportu i staram się mój wolny czas wypełniać innymi dyscyplinami. Uprawiam kitesurfing, surfing, wspinaczkę oraz jeżdżę na rowerze enduro i zjazdowym, więc jeśli mam czas to poświęcam go właśnie na te sporty. Są one także dobrym uzupełnieniem mojego treningu, dlatego jest to połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Konkurencje w jakich pani startuje to slalom równoległy i gigant równoległy. Jakie są różnice w tych specjalnościach?
 
W slalomie jest mniejszy dystans pomiędzy flagami (tyczkami - dop.), tym samym skręty są szybsze, krótsze i bardziej dynamiczne. Jeśli chodzi o gigant to jest on dłuższy oraz jedzie się z większą prędkością niż w slalomie, z uwagi na większe odległości między poszczególnymi flagami.

Którą z nich lubi pani bardziej?
 
Zdecydowanie bardziej lubię slalom równoległy i to właśnie w nim uzyskiwałam bardzo dobre wyniki. W tym sezonie udało mi się dobrze zaprezentować również w gigancie, gdyż popracowałam trochę nad sprzętem, który w ostateczności mi pomógł. Moją ulubioną konkurencją jest jednak slalom.

Jakie rady dałaby pani początkującym snowboardzistom, chcącym uprawiać ten sport na najwyższym poziomie?
 
Z pewnością ciągły trening, z przerwami na sen oraz posiłki oraz nieustanna wytrwałość w dążeniu do określonego celu.

Zobacz również: Rafał Kot: Odejście Stefana Horngachera było już niemal pewne w zeszłym roku

Komentarze (1)
avatar
yes
29.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tytuł taki jak gdyby zgłoszono zawodników do Pekinu.
Czy jest wśród nich Kot?