Piątek był kolejnym smutnym dniem dla polskiej piłki nożnej. Drużyna Michała Probierza przegrała z Austrią 1:3 (---> RELACJA) i zaprzepaściła już nawet matematyczne szanse na awans do fazy pucharowej Euro 2024.
Z racji tego, że spotkanie odbywało się w Berlinie, wielu Polaków zdecydowało się na wyjazd za zachodnią granicę i wspieranie Biało-Czerwonych z wysokości trybun. Swoją obecność na tym spotkaniu szumnie zapowiedział w mediach społecznościowych także Mariusz Pudzianowski.
"Pudzian" w piątek rano zawitał na Dworzec Centralny w Warszawie i ogłosił, że zabierze się pociągiem do stolicy Niemiec w towarzystwie kibiców. Oczywiście wszystko na bieżąco relacjonował w social mediach i zadbał o odpowiednią otoczkę.
ZOBACZ WIDEO: Polscy kibice rozczarowani po meczu z Austrią. Oberwało się Probierzowi i Lewandowskiemu
- My już czekamy na pociąg, lada moment dojedzie. Nie wiem, jak dojadę do Berlina. Mam kilka zaproszeń do przedziałów. Jak zacznę od pierwszego, to nie wiem, na którym zakończę - mówił na jednym z nagrań, które pojawiło się na jego kanałach.
I faktycznie, Mariusz Pudzianowski wsiadł do pociągu. A wnętrze wagonu, w którym się znajdował sugerowało, że ta cała akcja powstała we współpracy z jedną z firm bukmacherskich, którą były strongman od dłuższego czasu reprezentuje.
Skończyło się jednak dużym niesmakiem, ponieważ z relacji świadków wynika, że... "Pudzian" do Berlina wcale nie dotarł. Mało tego - miał wysiąść już na kolejnym przystanku, czyli stacji Warszawa Zachodnia.
- W tym pociągu przez chwilę był Mariusz Pudzianowski, przynajmniej na to wszystko wskazuje. Według relacji ochrony, która znajduje się w pociągu oraz konduktorów, Mariusz Pudzianowski wysiadł na stacji Warszawa Zachodnia i dalej już z nami nie podróżuje. Właśnie przeszedłem przez cały pociąg, który składa się dzisiaj z wielu wagonów i niestety, ale Mariusza Pudzianowskiego w nim brak. Po prostu - relacjonował na platformie X reporter Wirtualnej Polski Jakub Bujnik.
Co interesujące, Mariusz Pudzianowski nie poinformował nikogo, że miał "zmienić plany", tylko regularnie wrzucał do sieci zdjęcia ze swojej "podróży". Na jego koncie na Facebooku mogliśmy zobaczyć nawet fotografie sprzed oraz z wnętrza stadionu, ale... nie jego samego.
"No to za chwilę zacznie się koncert" - tak podpisał serię zdjęć "Pudzian", którą można zobaczyć poniżej. Takie zagrywki wywołały w mediach społecznościowych burzę i lawinę komentarzy oczekujących wyjaśnień internautów.
Mariusz Pudzianowski przerwał milczenie w niedzielę rano na Instagramie, ale takie tłumaczenie nikogo raczej nie usatysfakcjonuje. - Po pierwsze na Dworcu Centralnym byłem na zaproszenie firmy, która zorganizowała wyjazd integracyjny dla dużej grupki najlepszych swoich klientów i byłem tam wyłącznie dla nich - rozpoczął swój monolog na stories.
- A w jaki sposób dotarłem do Berlina to jest tylko i wyłącznie nasza prywatna sprawa - kontynuował "Pudzian".
I zapowiedział na koniec: - Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć. Tłumaczyć to ja się mogę co najwyżej przed urzędem skarbowym i mamą, więc to tylko tyle w temacie.
Czytaj także:
Zdjęcie hitem sieci. Boniek pokazał swoją wnuczkę
W to aż trudno uwierzyć. Największy pechowiec Euro już znany