Kakietek, "cykorius", 20 trumien i biesiada z Gierkiem. Anegdoty o Kazimierzu Górskim
Choć kibice odbierali Górskiego jako oazę spokoju, zdarzało się, że trener nieźle się zdenerwował na swoich podopiecznych. Głośno zwłaszcza o dwóch historiach z dużych imprez.
Na igrzyskach olimpijskich w Monachium Polacy przegrywali z ZSRR 0:1. 20 minut przed końcem Górski chciał wpuścić na boisko Andrzeja Jarosika z Zagłębia Sosnowiec. Ten jednak... odmówił! - Teraz? - miał zapytać z ironią w głosie. - Jakbym miał wtedy jakąś lagę pod ręką, tobym mu wpierd... - wspominał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Górski. Zamiast Jarosika wszedł Zygfryd Szołtysik. Wywalczył rzut karny, potem sam strzelił gola. Wygraliśmy 2:1.
Nerwowo było także przed spotkaniem o brąz mundialu w RFN. Polacy szykowali się do wyjścia na murawę Stadionu Olimpijskiego w Monachium, by stoczyć bój z Brazylią. Na kilka minut przed pierwszym gwizdkiem kontuzję zgłosił Jerzy Gorgoń (na zdjęciu), podstawowy obrońca. Górski uznał to za objaw symulowania.
- Zalała mnie krew. Dlaczego piłkarz tak późno zgłasza kontuzję? Gdyby zrobił to na odprawie, ewentualnie rozgrzewce, coś można by zaradzić. Ale my właśnie szliśmy na stadion. Więc ja na to: "G... mnie to obchodzi. Gorgoń gra". Wziąłem na siebie wielką odpowiedzialność. Strasznie ryzykowałem (...) Ale ja znałem Jurka. To był straszny "cykorius". Wystraszył się, że Brazylijczycy go ośmieszą, pokręcą, strzelą gola i będzie, że przegraliśmy przez niego. Wolał uciec od odpowiedzialności. Nie wiedział, jak to zrobić, więc w ostatniej chwili zaczął symulować - dodał w rozmowie z "GW".