Maciej Kot przez większą część roku rzadko pojawia się w domu. Poza sezonem jednak wiele czasu poświęca na rozwijanie swoich pasji. Jedną z nich są sporty motorowe, a szczególnie rajdy samochodowe.
Miłością do tego zaraził go ojciec. Rafał Kot często jeździł na rajdy jako ratownik lub kibic i zabierał ze sobą syna. Czołowy polski skoczek narciarski potem godzinami oglądał wyścigi Formuły 1. Jego pierwszym idolem był Michael Schumacher, a potem pojawił się Robert Kubica.
- Śledziłem każdy jego wyścig. Kiedy odszedł z F1 po wypadku, było mi smutno. Ale potem bardzo się cieszyłem, kiedy przeniósł się do rajdów - opowiada Maciej Kot w "Super Expressie".
Z czasem drużynowy mistrz świata sam zaczął wsiadać za kierownicę. Za sobą ma nawet start w Memoriale Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza. Na trasie Kot przeżył chwile grozy, gdy na zakręcie zablokowały się koła.
- Znaleźliśmy jakieś stare opony, to miały być "slicki" średniej miękkości, ale leżały tak długo, że zrobiły się już trochę twarde. Na 3-kilometrowej trasie nie było szans, żeby je dogrzać. Gdy dojeżdżałem do pierwszego zakrętu, jadąc jakieś 100 kilometrów na godzinę, po naciśnięciu hamulca wszystkie koła się zablokowały. Nie miałem jak hamować i jedną szykanę rozwaliłem - wspomina.
Maciej Kot obecnie przebywa w Norwegii, gdzie rywalizuje w zawodach Raw Air. Polak w tym sezonie ma szanse na podium w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Balotelli znowu szaleje. Zaatakował kolegę