W Nowej Zelandii trwa cykl International T20 Series. Na mecze przyleciała tam reprezentacja Bangladeszu. Łącznie rozegranych ma zostać sześć spotkań.
30 marca odbyło się piąte z nich. W trakcie pojedynku doszło do kuriozalnych sytuacji. Mecz rozgrywany był w formule Twenty20, co oznacza, że najpierw punkty zdobywała jedna drużyna, a następnie druga "goniła" wynik.
W trakcie nowozelandzkiej rundy, mecz dwukrotnie należało przerwać z powodu opadów deszczu. Ostatecznie gospodarze nie zdążyli rozegrać wszystkich 20 części gry.
ZOBACZ WIDEO: Gdzie będzie grać Kamil Grosicki w przyszłym sezonie? Padła jasna deklaracja!
Jak informuje "Daily Star", w takiej sytuacji konieczne było obliczenie wyniku, jaki rywale mieliby ścigać.
Po zmianie stron spotkanie wznowiono, aby po chwili je przerwać ponownie. Trener i menadżer drużyny Bangladeszu udali się na rozmowę z sędzią. Okazało się, że doszło do... błędu w obliczeniach.
Wynik został zmieniony, ale wciąż nie był poprawny. Dopiero po trzynastu rundach rezultat zaktualizowano do poprawnej wartości.
- Myślę, że było trochę zamieszania, ponieważ nie wiedzieliśmy, jaki jest wynik. Ten ciągle się zmieniał na tablicy wyników - tłumaczył kapitan reprezentacji Bangladeszu w rozmowie z "Daily Star".
Ostatecznie reprezentacja Nowej Zelandii wygrała po raz piąty z rzędu. Ostatnie, szóste spotkanie pomiędzy tymi zespołami odbędzie się 1 kwietnia w Auckland.
Czytaj także:
- Obostrzenia przeszkodziły w dokończeniu sezonu. Zamiast meczu piknik na autostradzie
- "Zawsze walczy o Portugalię zębami i pazurami". Siostra Cristiano Ronaldo staje w jego obronie