Operator kamery Wirtualnej Polski dosięgający chmur. "Widzę swój cień i pędzę 130 km/h"

Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Mikołaj Przeździak w trakcie lotu
Materiały prasowe / Archiwum prywatne / Mikołaj Przeździak w trakcie lotu

Na co dzień przygotowuje dla państwa materiały wideo. Gdy schowa już kamerę, przebiera się w kombinezon, bierze potężną lotnię i rusza w przestworza. Nie boi się. - Zabija ziemia, a nie powietrze - mówi. Chce reprezentować Polskę w MŚ.

Lataniem interesował się od dziecka. Patrząc w niebo marzył, żeby zasiąść na pokładzie myśliwca. Urodził się jednak z wadą wzroku. To marzenie musiał odłożyć na bok. Pasja do lotnictwa jednak nie zgasła. Jeździł na zawody, podpatrywał najlepszych i zdecydował się na sportowe lotniarstwo, sport ekstremalny, ale piękny. Pasję umiejętnie łączy z pracą. Na co dzień pracuje jako operator kamery dla Wirtualnej Polski.

Full gaz i do mety

- Najbardziej ekstremalnie jest na starcie i przy lądowaniu, bo to ziemia zabija, a nie powietrze. Lot trwa kilka godzin i nie jest stresujący. Godzinami mogę opowiadać o momencie, gdy jestem blisko chmur i widzę swój cień na nich, a potem pędzę na full gaz, z prędkością 130 km/h, do mety. Tego nie da się kupić, to po prostu trzeba przeżyć - mówi Mikołaj Przeździak, jeden z niewielu reprezentantów Polski w sporcie lotniowym.

Same zawody podobne są do regat żeglarskich. Lotnicy mają wyznaczony termin, w którym odbywają się tzw. zadania nawigacyjne. Lecą w jedno miejsce, potem kolejne i tak aż do mety. Zmagania trwają przez kilka dni. Pogoda się zmienia, więc każdego dnia rywalizacji trasa jest inna. Zawodnicy zdobywają punkty. Są przyznawane za miejsce, czas w jakim przeleciało sie zadanie i czy leciało się samemu, czy za jakimś rywalem. Jeśli za przeciwnikiem, to punktów jest mniej, bo korzysta się z jego pędu powietrza. Na koniec wygrywa ten, który otrzyma największą liczbę punktów.

Tak wygląda lot podczas zawodów. W roli głównej Mikołaj Przeździak. Zobaczcie:

Zmagania odbywają się w Europie i za granicą. Znakomite trasy są w Australii, ale to Stary Kontynent jest mekką. To tutaj, w Macedonii, w lipcu odbędą się mistrzostwa świata. Mikołaj Przeździak chce w nich wystartować. Potrzebuje jednak finansowego wsparcia na sprzęt. To kluczowa kwestia. Dojazd, nocleg, wyżywienie pokryje z własnych kosztów. Piekielnie drogiego sprzętu nie jest już w stanie. To wydatek rzędu 25 tys. złotych. Mógłby wystartować na słabej, zużytej lotni, ale to mija się z celem. O równorzędnej walce mógłby zapomnieć.

Tydzień i gotowe

Ile zatem musi zainwestować? Sam odłożył 10 tys. złotych. Potrzebuje jeszcze 15,5 tys. Ruszyła zbiórka. Za pośrednictwem strony polakpotrafi.pl można ją wesprzeć (TUTAJ). Dotychczas udało się zebrać niespełna 2 tys. złotych. Potrzeba jeszcze 13,5 tys. O pozyskaniu sponsorów może na razie tylko pomarzyć. W sporcie, zwłaszcza przy pandemii, pieniądze są tylko tam, gdzie jest duża widownia i olbrzymie zainteresowanie ze strony mediów.

- Nie ukrywajmy sport lotniczy nie jest u nas popularny i długo jeszcze nie będzie. Dlatego ciężko myśleć w ogóle o wsparciu sponsorów. Gdyby jednak udało się zebrać fundusze i wystartowałbym na mistrzostwach świata, byłoby to wielkim spełnieniem marzeń. Nie ma się co oszukiwać, o medale jeszcze nie powalczę. Wystartują tam wyjadacze, którzy w powietrzu spędzili niezliczoną liczbę godzin. Doświadczenie w tym sporcie jest bardzo ważne, ja je cały czas zbieram. Z porządnym sprzętem mogę jednak powalczyć o pierwszą dwudziestkę i dla mnie byłby to duży sukces - przyznaje.

Mikołaj Przeździak przygotowuje się do startu. Fot. materiały prywatne
Mikołaj Przeździak przygotowuje się do startu. Fot. materiały prywatne

Jest jeszcze czas na zebranie brakującej kwoty. Przygotowanie odpowiedniej lotni w Szwajcarii zajmie około tydzień. Jeśli nawet kwota będzie zebrana do końca czerwca, to i tak Mikołaj Przeździak zdążyłby wystartować w Macedonii. Sam zainteresowany wierzy w realizację takiego scenariusza. Nie poddał się nawet po ubiegłorocznym wypadku.

To miał być lot treningowy

Popełnił błędy i skończyło się wypadkiem. Fizycznie bardzo go nie odczuł. Skończyło się na siniakach i stłuczeniach. Co innego ze sprzętem. Zniszczone skrzydło trzeba było załatać. Naprawa potrwała 1,5 miesiąca. Udało się na tyle poskładać sprzęt, że mógł trenować. Z takim skrzydłem na mistrzostwach świata nie zdziała jednak wiele.

Jednakże, nawet jeśli sprzęt nie jest do końca taki, jaki powinien być, uczucia podczas lotu wynagradzają wszystko. - Jestem niesiony przez naturę. Życie na ziemi zostaje gdzieś daleko. Liczy się tylko wiatr, ptaki, natura. Świat z góry wygląda zupełnie inaczej. Ludzie są małymi kropkami. Gdy jestem na ziemi i robię codzienne sprawy, to mogę poczuć się zbyt pewny siebie. W powietrzu jest zupełnie inaczej. Tam nabiera się dystansu i respektu - opisuje Mikołaj Przeździak.

- Uwielbiam poruszać się w trójmiarze. To, że mogę latać przy chmurach, przy zboczach gór jest niesamowite. Nie używam silnika, więc nie towarzyszy mi hałas. Słyszę tylko pęd wiatru i to jest bardzo przyjemne. Ten sport wymaga pełnej koncentracji i to wcale nie jest męczące. Można to porównać do efektu, jaki osiąga się przy medytacji. Gdybym chociaż na chwilę ją stracił, mój lot szybko skończyłby się - dodaje reprezentant Polski.

Mikołaj Przeździak przed zawodami. Fot. materiały prywatne
Mikołaj Przeździak przed zawodami. Fot. materiały prywatne

O swoim sposobie na życie opowiada z wielką pasją. Czuć, że jest to jego wielka miłość. A dla miłości robi się wiele. Treningi łączone z pracą to nie jest łatwe wyzwanie. Zimą to praca nad kondycją fizyczną, a wiosną, latem i jesienią to latanie, latanie i jeszcze raz latanie. Ta praca nie może pójść na marne. Z państwa wsparciem, nasz redakcyjny kolega w lipcu ma szansę na równorzędną walkę o pierwszą dwudziestkę na świecie w sporcie lotniczym. A później kto wie... Sport niejednokrotnie udowodnił, że wszystko jest w nim możliwe.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA

Komentarze (0)